Pamiętam i uwielbiam

2014-12-30 12:47:08(ost. akt: 2014-12-30 12:47:21)

Autor zdjęcia: Arleta Jurczak

Pamiętam śnieg do kolan i szczypiący w nosy mróz. Pamiętam kupowanie choinki dokładnie w dzień Wigilii i ubieranie jej przy głośnym śpiewie kolęd. Pamiętam te motyle w brzuchu i ekscytację, że wreszcie przyjdzie Mikołaj i podłoży w nocy prezenty pod przystrojonym drzewkiem. Pamiętam zasypianie czym prędzej i mrużenie oczu na siłę, zrywanie się bladym świtem i budzenie rodziców krzykiem "Mikołaj był u nas!!!". Pamiętam karpia, który przez kilka dni pływał w naszej wannie. Pamiętam też, że nazwałyśmy go z siostrą Sylwester. Był naszym pupilem, którego próbowałyśmy pogłaskać narażając swoje dłonie na odmrożenie z powodu całodniowego moczenia w zimnej wodzie. Pamiętam ten specyficzny, pusty dźwięk, gdy ojciec uderzał karpia drewnianą pałką w łeb. Bez ceregieli robił to w kuchni na naszych załzawionych oczach.
Takie hartowanie wrażliwości u dzieci. Albo jej braku. Nigdy potem z siostrą go nie jadłyśmy. Choć nie wiem jak bardzo przykryty był sosem grzybowym, to był Sylwester, nie jakiś tam sobie zwykły karp. Pamiętam pisanie listów do Mikołaja i moje zdumienie, że przynosił dokładnie to o co prosiłam. Może nie zawsze, ale w większości przypadków tak było. Pamiętam też radość, najpierw z lalki, która chodziła gdy trzymało się ją za wyprostowaną rękę, a w pępku miała puszkę, która piszczała gdy położyło się lalkę na plecy, potem z nowej pary jeansów, a jeszcze później z nowych glanów, o które...a nie. Akurat z tych glanów nie cieszyłam się. Prosiłam o tradycyjne, toporne, z metalowym czubem, jak na prawdziwą punkówę przystało. Dostałam zgrabne, angielskie, z wycięciem na czubkach, na których widać było blaszki z grawerem. " Masz inne niż wszyscy" mówiła mama. Nie chciałam być inna. Chciałam być taka jak wszyscy. Dziś wiem jak mama czuła się w momencie, gdy narzekałam na beznadziejne buty, których nie było łatwo zdobyć. Pamiętam rodzinną atmosferę, dzielenie się opłatkiem i składanie wszystkim po kolei życzeń (najgorszy moment całej Wigilii, którego do dziś nie lubię), jedzenie do oporu i poprawianie pomarańczami...
Dziś sam jestem dziadkiem - ciśnie się na usta zdanie z reklamy cukierków, ale nim nie jestem. Jestem mamą, dlatego też święta są dla mnie jeszcze bardziej magicznym okresem, niż wtedy gdy byłam dzieckiem. Dziś to ja staram się sprawić, aby moje dzieci odczuwały ich czar i przeżywały razem ze mną radość. Dziś wiem też ile kosztuje pracy (i kasy) ich przygotowanie. Dziwne, jak byłam dzieckiem mama nie spędzała tyle czasu w kuchni, a gotowania po nocach nie zauważałam. Pewnie dlatego, że wtedy spałam i rosłam. Uwielbiam przygotowania, uwielbiam słuchanie świątecznych piosenek już od pierwszego dnia grudnia, uwielbiam kupowanie choinki na tydzień przed i strojenie całego domu. Uwielbiam tworzenie świątecznego menu, choć te i tak co roku jest niezmienne. Uwielbiam pisanie z dziećmi listów do Mikołaja i patrzenie na ich błysk w oczach, gdy rozpakowują wymarzoną lalkę. Mówiącą, chodzącą i sikającą, a nie z tylko piszczącym pępkiem. Tę, którą wcześniej pakowałam uprawiając dziwaczną gimnastykę i chowałam między pajęczynami na strychu w nadziei, że są tak grube, że przysłonią paczki. Chcę utrzymać w moich córkach wiarę w św. Mikołaja jak najdłużej się da i nikt mi nie wmówi, że to jawne okłamywanie dzieci, i że tak nie można. "Dzieci, nie ma Mikołaja, wróżki Zębuszki również. Szpinak jest ohydny, a zęby myje się ruchem wymiatającym, a nie okrężnym". Serio? Tak to powinno wyglądać? To nie jest żadne okłamywanie. To się nazywa dzieciństwo i takie są jego prawa. A jeżeli ktoś chce dzieciom to odebrać - jego sprawa.
Uwielbiam sylwestra, którego od 5 lat, rok po roku spędzamy inaczej. Raz przy "TVP1", raz z "Polsatem", raz z "tvn"...jest w czym wybierać. Obowiązkowo zimne ognie wypalające dziury w moich dywanach, tańczenie w piżamach, obżeranie się krewetkami pod pierzynką...Nie, nie jemy ich pod kołdrą. To ładniejsza nazwa jakże aromatycznego sosu czosnkowego, po zjedzeniu którego rozmawiamy ze sobą z zachowaniem bezpiecznej odległości, metra przynajmniej. Uwielbiam składanie życzeń o północy i podziwianie sztucznych ogni, wykręcając przy tym głowy jak sowy by wypatrywać kolorowych błysków przez okno. I nie mamy problemu, jak pewne dziecko z reklamy hotelu organizującego bal sylwestrowy "A kto mi zrobi śniadanie rano?", bo wstajemy pierwszego dnia nowego roku i jemy razem rodzinne śniadanie, podczas gdy reszta miasta jeszcze śpi. I choć urobię się po pachy, choć wydam dwumiesięczną pensję ( trzeba kupić stół, do stołu 8 krzeseł, fajnie też mieć na czym jeść więc serwis obiadowy na 12 osób, fajnie mieć i czym jeść więc i walizka ze sztućcami się przyda), choć po Wigilii, którą w tym roku organizuję sama (mają być teściowie, więc nerwy rosną w siłę), padnę pewnie na twarz, to nic nie zmieni tego, że uwielbiam, a wręcz, pojadę Korą, kocham, kocham, kocham święta. I właśnie z tej okazji chciałam złożyć Tobie czytelniku życzenia:
Idą święta, widać gości .
Wydłub z karpia wszystkie ości.
Powyjadaj z barszczu uszy.
A gdy Cię za bardzo suszy,
Siądź wygodnie z lampką wina
I obejrzyj dziś Kevina.

Ale to nie wszystko. Przygotowałam dla Was również świąteczny prezent. Z góry proszę o wyrozumiałość, gdyż jest to mój pierwszy taki projekt w życiu. Wesołych Świąt!

Ten tekst napisał dziennikarz obywatelski. Więcej tekstów tego autora przeczytacie państwo na jego profilu: CoJaPlote

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5