Jak czyjś sukces przekuć w swoje zwycięstwo

2015-05-26 09:00:00(ost. akt: 2015-05-26 09:11:09)

Autor zdjęcia: PhotoXpress

Dziś, niesiony popularnością programów kulinarnych, postanowiłem przedstawić Wam, Drodzy Czytelnicy, przepis na wykorzystanie sukcesu innych do kreowania swojego wizerunku. Wystarczy nam szczypta sprytu, dwie łyżki bezwstydu i oczywiście, składnik główny i niezbędny - czyjś sukces.
Nie wiem, czy to cecha typowo polska, czy po prostu ogólnoludzka, ale jest w nas coś takiego, że lubimy podpinać się pod czyjeś sukcesy. Przykład najprostszy: mecze piłkarskie. Kiedy drużyna, której kibicujemy zwycięża, rozpiera nas duma, wypinamy piersi z herbem zespołu, z pogardą patrzymy na kibiców drużyny przegranej, choć z nimi łączy nas wszystko, a z drużyną nic.

Bo tak, jak oni (kibice), żarliśmy chipsy i piliśmy piwo i zupełnie inaczej niż oni (piłkarze) całe 90 minut siedzieliśmy w wygodnej kanapie, irytując się jedynie, jak nasi ulubieńcy nie grają tak, jak my sami byśmy to zrobili. Znają to Państwo? Mężczyźni bardziej z autopsji, a kobiety raczej z obserwacji. I prawdopodobnie każdy z nas czuł się bardziej Polakiem, bardziej mężczyzną i bardziej piłkarzem, kiedy Sebastian Mila strzelił odwiecznemu wrogowi, krzyżackiej hordzie i bądź co bądź mistrzom świata gola na 2:0.

To taka w zasadzie niegroźna „podpinka” pod kogoś. Bo nawet jeśli ktoś pracuje z Niemcami, to mógł najwyżej na drugi dzień popatrzeć na nich znacząco, no i może nawet z lekką wyższością. Za dwa dni sytuacja wróciła jednak do normy.

Są jednak sytuacje, które już tak banalne nie są. I wiążą się z budowaniem wśród społeczności - tych większych i tych całkiem malutkich - fałszywego obrazu siebie, opartego na sukcesach innych.

Praca w mediach daje niesamowite możliwości obserwacji ludzi. W różnych sytuacjach. Przyjemnych i nieprzyjemnych. W ich sukcesach i porażkach. Są też momenty celebracji, pompy. I te są szczególnie ciekawe.
Miałem wczoraj możliwość uczestniczenia w otwarciu ogromnej fabryki. Piękna inwestycja. Właściciela znam i szanuję, bo sam, ciężką pracą i uporem doszedł do miejsca, w którym nie ma od niego lepszych. I kiedy wyszedł przemówić, to ze szczerym i pełnym uznania uśmiechem słuchałem jego słów. Mówił krótko, przyznał, że nie potrafi i nie miał okazji do takich wystąpień. Cieszył się szczerze, bez zadęcia.

A potem wyszli do mikrofonu zawodowi „przemawiacze”. I zacząłem odnosić wrażenie, że to nie dzięki ciężkiej pracy właściciela, tylko dzięki całym zastępom urzędników państwa polskiego dokonał się w tym miejscu cud. Cud gospodarczy, bo nawet ministerskie słowa o wzroście PKB padły. Cud, gdyby nie państwo. Cud, gdyby nie sejmik wojewódzki. Cud, gdyby nie powiat i miasto. Szkoda, że nikt z „przemawiaczy” nie podszedł do właściciela i tak zwyczajnie, po ludzku nie podziękował mu publicznie, przy wszystkich, bez wielkich słów, za to, że ma pracę, że są tacy ludzie, którzy wytwarzając, stwarzają miejsca pracy nie tylko swoim pracownikom, ale całym zastępom tych właśnie gadających głów.

Weźmiesz więc czyjś sukces, najlepiej cały. Okrasisz go pięknymi, okrągłymi słowami. Dodasz szczyptę sprytu i udawanego wstydu, że tak naprawdę kazali ci stanąć i mówić, no ale jak już jesteś przy głosie, to... I koniecznie, dwie łyżki bezwstydu. Całkiem spore. Takie do nalewania grochówki. Bo bez tego efektu nie będzie i mógłbyś pomyśleć i przyznać sam, że gadasz głupoty.


Radosław Dąbrowski
r.dabrowski@gazetaolsztynska.pl

Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Stara prawda #1741985 | 178.36.*.* 27 maj 2015 07:38

    Sukces ma wielu ojców, tylko klęska jest sierotą....

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5