Agata Dowhań - nasza Alibabka

2016-12-14 08:00:00(ost. akt: 2016-12-15 18:50:40)
Agata Dowhań  (druga z lewej ) dołączyła do Alibabek w 1974 roku

Agata Dowhań (druga z lewej ) dołączyła do Alibabek w 1974 roku

Autor zdjęcia: Archiwum A. Dowhań

Wiosna, ach to ty - śpiewa Marek Grechuta. W tle słychać powtarzający się niczym echo, ciepły, ujmujący kobiecy głos. Należy do Agaty Dowhań, Alibabki, która 28 lat temu przybyła na Mazury do Piecek, następnie do Mrągowa, gdzie znalazła swój dom i swoje miejsce.
Agata Dowhań w Mrągowie kojarzona jest bardziej z jej "muzycznym dzieckiem" Sukcesem, a nie Partitą w której zaczynała karierę, czy Alibabkami, które przyniosły jej sławę. Przyjemnie było słuchać jej ciepłego głosu, gdy opowiadała o dzieciństwie, początkach przygody z piosenką, karierze w zespołach i rzeczach zupełnie codziennych.


— Pani Agato skąd Pani pochodzi? Nie jest Pani przecież rodowitą mrągowianką?
— Odpowiadając na to pytanie, muszę przyznać, że mam taki trochę dylemat. Urodziłam się w 1947 r., w Starninie koło Kołobrzegu. Natomiast dziadkowie moi pochodzą z Kresów, spod Tarnopola. Dziadek z wojskiem dotarł do Kołobrzegu, z trójką dzieci dołączyła do niego babcia. Pochodzę także z Mazowsza, gdzie sięgają korzenie mej mamy. Gdyby nie wojna i związane z nią migracje rodzice moi pewnie nigdy by się nie spotkali. Dlatego mówię o sobie, że jestem trochę dzieckiem miłości i trochę wojny.

— Kiedy zaczęła Pani śpiewać? Czy to tradycja rodzinna, taki talent pewnie się dziedziczy?
— Śpiewałam już niemalże na rękach mamy — śmieje się pani Agata. Mama miała przepiękny głos i taki ma nadal. Śpiewała jednak tylko przy okazji imienin czy urodzin. Dziadek Julian był wiejskim muzykantem. Grał na skrzypcach, takich co to prawie sobie sam zrobił. Tata też lubił śpiewać, babcia Dowhaniowa, ale wszyscy tak czysto po amatorsku. Babcia miała taki donośny, śpiewny głos, u mnie w górnych rejestrach też czasem się taki odzywa. Jak trzeba coś głośno i wysoko zaśpiewać, to śpiewam wtedy jak babcia Marcelina — wspomina.— Rodzice nie zapisali mnie do szkoły muzycznej, jakoś nie pomyśleli o tym. Natomiast sporo się wtedy działo w różnych domach kultury. Instruktorzy namawiali dzieci i młodzież do udziału w takich czy innych zajęciach, a i ja sama szukałam sobie rozrywki. Swoje pierwsze kroki stawiałam w Domu Kultury im. Żeromskiego w Warszawie. Tam zajęcia prowadził Janusz Kępski, który uczył również w liceum muzycznym, a modne były wtedy piosenki włoskie, takie też śpiewałyśmy. Natomiast w przerwie instruktor siadał do fortepianu i grał muzykę poważną. My podchodziłyśmy wtedy do niego, prosząc — panie Januszu, jakie to piękne, niech pan to jeszcze zagra...i chyba nawet to ja wtedy poprosiłam, byśmy coś takiego zaśpiewały. Ulegając naszym prośbom, na którąś tam próbę przyniósł opracowanie bodajże Sonaty Księżycowej.

— To były początki Partity?
— Tak wszystko się zaczęło, trochę przez przypadek. Myślę, że trochę też go zainspirowałyśmy. Repertuar był jednak coraz trudniejszy, nie wszystkie dawałyśmy rady. Janusz Kępski z czasem zaczął przyprowadzać i wdrażać nowe dziewczęta z liceum muzycznego, tworzyć ten zespół na nowo. Zaproponował mi wtedy bym została, ale postawił warunek - mam się zapisać do szkoły muzycznej. Zapisałam się, w efekcie ukończyłam śpiew solowy klasyczny. Powstała Partita. Jako zespół śpiewałyśmy inaczej niż wszyscy, wygrywałyśmy liczne konkursy, pomógł nam też trochę los. Nad Wigrami poznałam Zbyszka Rybczyńskiego (później za film animowany Tango zdobył Oskara), on wtedy spotykał się z córką ówczesnego ministra kultury, L. Motyki. Anna pięknie śpiewała, przedstawiłam ją Kępskiemu. Dołączyła do nas do zespołu, później przyprowadziła też siostrę. Po roku nagrałyśmy pierwszą płytę, na ile pomógł wtedy minister, nie myślałam wtedy. Dziś tym bardziej trudno mi określić. Nie była to płyta doskonała, chociaż niektóre fragmenty są zaśpiewane przepięknie. Zespół przetrwał około sześciu lat. Później dziewczęta zaczęły się rozjeżdżać, zmieniali się kierownicy, w międzyczasie dołączyła do nas ze swoją koleżanką Alicja Majewska. Do dziś wspominam wspaniałe wyjazdy. Z Partitą popłynęłyśmy Batorym do Stanów Zjednoczonych, z Lucjanem Kydryńskim, Skaldami, Aliną Janowską, Tercetem Egzotycznym. Był to 1969 rok, to była niesamowita przygoda! W tamtych czasach wyjechać za granicę, w dodatku za ocean to było... ja naprawdę myślałam, że śnię. Tutaj było szaro, buro, pończochy w prążki, barchanowa bielizna, tam otwierał się inny świat! Później zaśpiewałam jeszcze z zespołem "Kiedy wiosna buchnie majem" i stwierdziłam, że trzeba zająć się czymś poważnym, zrobić jakiś konkretny zawód. Nie wiedziałam, czy z muzyki da się wyżyć... Rozpoczęłam pomaturalną szkołę architektoniczną, którą ukończyłam dyplomem z piątką. Zaczęłam rozglądać się za pracą w zawodzie, który lubiłam i w którym byłam dobra.

—To wtedy zadzwonił Juliusz Loranc?

— Powiedział — słuchaj Agata, Alibabki jadą do Opola, Sylwia nie może jechać, bo jeszcze urodzi na scenie, czy byś nie pojechała? — Był 1974 rok, ja już miałam inne życie, nawet gdzieś na stażu byłam. Kompletnie nie myślałam o śpiewaniu. Ale namówił mnie. Jechałam bez entuzjazmu. Jednak bakcyl się odezwał. W Opolu spotkałam pełno znajomych, z tym świetnie się tańczyło, z tamtym miło było powspominać wieczorne spacery, prawie wszystkim występującym solistom i zespołom robiłyśmy tzw. background czyli chórki, dobrze nam się współpracowało .... Całe to środowisko muzyczne było wtedy zamknięte. Mniej było tych konkursów typu „mikrofon dla wszystkich”, spotykali się ci sami, znani, fajni ludzie. Sylwia urodziła, ale kierownik J. Loranc zaproponował mi abym pozostała w zespole i na tzw. zastępstwie jestem do dzisiaj. To był taki "came back" Alibabek. Dziewczęta walczyły wtedy z menadżerem o prawa do nazwy, co zaowocowało sądową batalią, na szczęście wygrał skład założycielski.

— Sporo się ostatnio dzieje wokół Alibabek? Czy jest szansa na reaktywację zespołu?
— Głośno się nieco zrobiło za sprawą Janusza Kusza, Mirka Dzięciołowskiego i płyty, którą Alibabki nagrały w 65 roku. Była to tzw. epka, którą wypełniły utwory w stylu ska. Płyta nosiła tytuł "W rytmach Jamaica Ska". Zawsze wszyscy myśleli, że muzyka jamajska przyszła do nas z zachodu, a tu raptem okazało się, że Alibabki są prekursorkami muzyki reggae nie tylko w Polsce, ale w Europie! Płytę wykopał J. Kusz i wymyślił, że trzeba to jeszcze raz nagrać, zrobić koncert. Ale namawiał nas długo... W efekcie, w listopadzie ubiegłego roku w warszawskiej Proximie odbył się specjalny koncert "Tribute to Alibabki", podczas którego współcześni artyści zaśpiewali nasze przeboje w wersjach ska i reggae. Koncert był fantastyczny, niestety niedługo potem zmarł Juliusz Lorenc, nasz długoletni kierownik artystyczny i pomysłodawca naszej pierwszej płyty. Później w sierpniu, w studiu Radia Łódź, nagrałyśmy piosenki sprzed 50 lat na nowo - w aranżacjach muzyków z zespołu The Bartenders, Mikołaja Tabako i Witka Haliniaka. Do jednej z nich „Już nie twist” nagrałyśmy teledysk. To było fascynujące przeżycie, nagrania w Łodzi były cudowne. Janusz K. i Mirek Dz. stworzyli wspaniałą atmosferę, śpiewało się znakomicie. Przy okazji tego 50-lecia, nagrywany był również film dokumentalny, obecnie jest montowany, być może będziemy mogli zobaczyć go również w Mrągowie. Jednak myślę, że na tym będzie koniec. My, jako zespół czasem razem występujemy, ale to tylko w przypadku rocznic, wyjątkowych okoliczności. Żadna z nas jednak już na poważnie nie myśli o estradzie. Jesteśmy realistkami, zbyt bardzo absorbują nas też własne rodziny i inne sprawy, mnie np. Sukces.

Fot. Archiwum A. Dowhań

ALIBABKI nagrały ponad trzysta piosenek solowych i blisko dwa tysiące towarzysząc innym piosenkarzom. Śpiewały z takimi gwiazdami polskiej estrady jak Czesław Niemen, Skaldowie, Maryla Rodowicz, Wojciech Młynarski, Jerzy Połomski, Zbigniew Wodecki i wielu innych. Sporą popularnością cieszyły się jako samodzielna grupa, wylansowały kilka dużych przebojów, parę mniejszych i masę piosenek, które przebojami wprawdzie nie zostały, ale niezwykle przyjemnie się ich słucha. Teksty do ich piosenek pisali Wojciech Młynarski, Agnieszka Osiecka, Jonasz Kofta, Jan Tadeusz Stanisławski, Maria Czubaszek. Muzykę tworzyli Jan Ptaszyn Wróblewski, Aleksander Maliszewski, Wojciech Karolak, Seweryn Krajewski, Andrzej Zieliński i Jerzy Jarosław Dobrzyński. Piętnaście razy wystąpiły na festiwalach w Opolu, zdobywając trzy główne nagrody. Cztery razy wystąpiły na festiwalu w Sopocie, gdzie zdobyły nagrodę publiczności.

j.t.

Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Mazur #2135491 | 83.6.*.* 14 gru 2016 20:03

    No właśnie! Gdyby nie wojna to do Kołobrzegu i Mrągowa by jeździła... z paszportem w kieszeni! :-D

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-4) odpowiedz na ten komentarz

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5