Zaryzykowała wszystko dla pasji

2017-01-13 10:56:18(ost. akt: 2017-01-13 11:35:40)
Agata Paśnikowska

Agata Paśnikowska

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

Agata Paśnikowska z Mrągowa przez 15 lat prowadziła salon kosmetyczny. Teraz zajmuje się malarstwem, a jej prace możecie oglądać do 12 lutego w Kętrzyńskim Centrum Kultury.
Wystawa to zbiór 43 obrazów. Płótno, deska, olej, eksperymentowanie z kolorem, formą i fakturą. Malarka inspiruje się abstrakcyjnym ekspresjonizmem wywodzącym się z amerykańskiego ruchu artystycznego, charakteryzującego się spontaniczną, podświadomą twórczością. Wśród prac także obraz dzieci Pani Agaty.
Wystawa Agaty Paśnikowskiej

Wystawa Agaty Paśnikowskiej 3

Wystawa Agaty Paśnikowskiej 4

Wystawa Agaty Paśnikowskiej

Z malarką rozmawialiśmy w ostatnim numerze "Kuriera Mrągowskiego".

— Kim jest Agata Paśnikowska?
— Nie jest to łatwe pytanie, bo mam dosyć skomplikowaną osobowość. Moje role życiowe... Przede wszystkim jestem mamą 6-letniego Jasia i 5-letniej Marysi i szczęśliwą żoną Tomka. To oni w 90 procentach wypełniają moje codzienne życie i nadają mu sens.
Zawodowo przez 15 lat prowadziłam gabinet kosmetyczny. Ale urodzenie dzieci spowodowało olbrzymie przewartościowanie, a zapał do pracy w charakterze kosmetyczki zaczął gasnąć. Pewnego dnia stwierdziłam, że to już nie jest moje.
Wtedy zaczęłam szukać nowych bodźców: gotowanie (wciąż testuję kuchnie świata), wnętrzarstwo, muzyka (ostatnio są to jazz i chillout). Kocham również czytać, szczególnie biografie. Zawsze ciągnęło mnie nowe: sztuka, poglądy, trendy. Nie żeby im ulegać, ale żeby smakować.
— Jak to się stało, że paletę do makijażu zamieniłaś na paletę malarską?
— Szukałam sposobu na wyrażenie siebie, na uporządkowanie swoich emocji. Pierwsze płótna i farby kupiłam, zanim jeszcze urodziłam dzieci. Miałam jednak tak dużo pracy w gabinecie kosmetycznym, że odsuwałam malowanie na potem, czekając na właściwy moment. Gdy już dzieci przyszły na świat, życie stało się tak intensywne, że obrazy same zaczęły ze mnie wypływać.
Po całodziennym żonglowaniu między dziećmi, pracą, sprzątaniem, gotowaniem, wieczorem, kiedy wszyscy spali, rozkładałam na podłodze w łazience matę do ćwiczeń i „szukałam siebie”.
— Pamiętasz swój pierwszy obraz?
— Tak, był bardzo mroczny, oczyszczający... Już dawno go zamalowałam. Był jak katharsis.
— Jaka była reakcja najbliższych. W końcu nie co dzień żona, matka, siostra zostaje malarką?
— Traktowano to raczej z przymrużeniem oka. Jedynie mąż potraktował to poważnie i z typowym dla siebie spokojem przyjął moją decyzję o zamknięciu gabinetu. Już następnego dnia pomógł mi przerobić gabinet kosmetyczny, który mieścił się w piwnicy naszego domu, na pracownię malarską.
— Czyli pasja narodziła się z poszukiwania siebie. Czym teraz jest dla ciebie malarstwo?
— Malowanie wciąż jest dla mnie sposobem na radzenie sobie z otaczającym światem. Od dziecka byłam buntownikiem, jako nastolatka słuchałam alternatywy i punk rocka. Wtedy nie umiałam tego „przerobić”. Teraz ten mój bunt przelewam na płótno.
Ale nie tylko bunt, również radości, bo też z czasem bardzo złagodniałam. Malowanie jest jak rozmowa z samą sobą. Dla mnie jest to najważniejszy dialog.
— Ulubiony artysta, styl w malarstwie? Co cię inspiruje?
— Malarze związani z tzw. nowojorską szkołą, czyli ekspresjoniści abstrakcyjni: Pollock, Motherwell, Frankenthaler.
— Czy ich wpływy można dostrzec w twoich pracach?
— Moje zainteresowanie malarstwem rozpoczęło się od samego malowania. Wybierałam kolory, które akurat tego dnia były mi bliskie, i bawiłam się nimi. Zresztą nadal tak robię. Wszystko zależy od tego, w jakim jestem nastroju.
Nie tylko kolory, ale również faktura od tego zależy. Czasami jest kanciato, chropowato i ciemno, a czasami łagodnie, delikatnie... Tak jak w życiu. Dlatego ekspresjoniści abstrakcyjni są mi bliscy. Odkryłam ich po tym, jak sama „popełniłam” kilka obrazów.
Unikam jednak kopiowania. Wciąż szukam nowych sposobów malowania. Podoba mi się samodzielne eksperymentowanie.
— Taka pasja wymaga jednak przestrzeni do pracy, chwili spokoju, a w domu dzieci, mąż, pies, farby sztalugi, obrazy skończone, obrazy zaczęte… Jak sobie z tym radzisz?
— Na razie nie poświęcam malowaniu tyle czasu, ile bym chciała. Zazwyczaj są to chwile, kiedy dzieci są w szkole, a ja uporam się z codziennymi obowiązkami domowymi. Czasami maluję wieczorem, kiedy dzieci już śpią.
— Większość twórców chce pokazać swoją pracę, nie zawsze się to jednak udaje. A j jak to było u ciebie, jak doszło do wystawy?
— W ubiegłym roku jeździłam z dziećmi do Kętrzyńskiego Centrum Kultury na zajęcia plastyczne do Justyny Kamińskiej. W czasie jednej z naszych rozmów wypłynęło, że maluję. Justyna zaproponowała mi zrobienie wystawy. Przyjechała, obejrzała obrazy, spodobały jej się i tym sposobem mam wystawę.
— Czujesz się już malarką? Czy to twoja droga?
— Tak, zdecydowanie. To jest coś, w czym się zatracam, co powoduje dreszcze, szybsze krążenie krwi i apetyt na więcej.
— Czego się boi Agata Paśnikowska?
— Stagnacji. Tego, że przestanę się rozwijać jako człowiek. Tego bałam się zawsze.
KS


Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Ewa z Malborka #2159424 | 83.20.*.* 13 sty 2017 22:37

    Agato, gratuluję i życzę dalszych sukcesów. Niech pasja twórcza trwa jak najdłużej.

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-4) odpowiedz na ten komentarz

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5