Zdjęcia robi na luzie — rozmowa z Waldemarem Bzurą

2017-03-18 13:50:52(ost. akt: 2017-03-18 13:54:46)
Waldemar Bzura

Waldemar Bzura

Waldemara Bzury nikomu w powiecie mrągowskim przedstawiać chyba nie trzeba. Prawdopodobnie nie zna znaczenia słowa nuda, bo jest leśnikiem, fotografikiem i strażakiem w jednym. Rozmawiamy o jego fotograficznej pasji.
— Pana przygoda z fotografią trwa od wielu lat. Kiedy po raz pierwszy sięgnął pan po aparat?

— Zaczęło się w latach 70. Czasem nie wierzę, że to już tyle lat. Oczywiście to były fotografie czarno-białe. Wszystko wywoływałem sam. Miałem nawet powiększalnik.

— Ale z fotografią na trochę się pan rozstał...

— W latach 80 założyłem zespół muzyczny. Do fotografii wróciłem dopiero w 1989 roku, gdy zatrudniłem się jako strażnik w Parku Mazurskim. Zacząłem jeździć w teren i zauważyłem, że jest pełno tematów do uwieczniania na fotografii. W ten sposób wróciłem do robienia zdjęć. Tym razem kolorowych. Na slajdach. I tak się bawię do dziś.
Tak naprawdę na poważnie zająłem się tym wszystkim w 1992 roku, jak już przestałem grać na weselach. Moim marzeniem było też uwiecznienie zdjęć w albumach. I to mi się udało.

— Pierwszy powstał w 2004 roku...

— To było takie podsumowanie moich zdjęć, wykonanych jeszcze na slajdach. Następny był w 2007 roku. Do tej pory jest ich już 8.

— To sporo pracy.

— I sporo poświęconego czasu. Objechałem Warmię żeby zrobić zdjęcia do albumu „Warmia i Mazury” i cieszę się, że poznałem ten teren tak dobrze. To ogromne bogactwo przyrodnicze i architektoniczne, choć architektura bardzo się zmieniła. Trzeba się przyzwyczaić.

— A jak wygląda fotografowanie Krutyni? Zostało jeszcze coś, czego pan nie uwiecznił?

— Zabudowa Krutyni bardzo się zmienia. Robi się ciaśniej. Ostatnio leciałem samolotem i widziałem to jak na dłoni. Mam jednak w planach wystawę, która ukaże Krutyń przedwojenny i obecny. Niektóre porównania są, delikatnie mówiąc, drastyczne. Dziś jest w naszej architekturze trochę mniej duszy. Krajobraz też się zmienia. Wycinamy przecież mnóstwo drzew!

— Jak to było z pierwszymi pańskimi zdjęciami, które opublikowano?

— Na początku zdjęcia wysyłałem do gazet. Niektóre ukazywały się nawet na okładkach czasopism. To było niesamowite. Z jedną publikacją wiąże się zabawna historia.
Jak dziś pamiętam zdjęcie z bobrami, które ukazało się z podpisem „Bzdura” zamiast „Bzura” (śmiech). Było też „Wacław” zamiast „Waldemar”. Mimo to do dziś mam zarchiwizowane moje pierwsze publikacje.

— Czy przez obiektyw widzi pan świat trochę inaczej?

— Fotograficy mają takie zadanie. Wyłapujemy coś, czego inni nie widzą. Ale nie zawsze aparat oddaje to, co widzimy. Tutaj z pomocą przychodzą programy komputerowe (śmiech).
Czasem niektóre zdjęcia rozjaśniam, bo światło gra tutaj ogromną rolę. Zwykła pajęczyna nie jest niczym pięknym, ale w połączeniu np. z poranną rosą to już co innego.

— Czy wymyślił pan jakieś specjalne techniki robienia fotografii przyrodniczej? Kiedyś powiedział pan, że „z góry wszystko wygląda inaczej”.

— W albumie „Między niebem a wodą” są zdjęcia z balonu. Czasem niektórzy pytają, gdzie robiłem to czy inne zdjęcie. Jak odpowiadam, że na naszym terenie, to nie wierzą (śmiech). W powietrzu jest jakby inny świat. Mógłbym latać codziennie.

— Zastanawiam się, czy czasami idzie pan robić zdjęcia tylko hobbistycznie? Żeby ich nigdzie nie publikować?

— Najlepsze zdjęcia zostawiam dla siebie. Dzięki temu później w albumie ludzie mogą zobaczyć coś, czego wcześniej nie widzieli np. na Facebooku.

— Jakie są pana plany? Może nowy album?

— Na Facebooku pokazuję, że jeszcze żyję. Tam publikuję niektóre zdjęcia. Obecnie mam około 2 tys. przebranych zdjęć, ale na razie nie zdradzam pomysłu na temat nowego albumu. Bo faktycznie nad nim pracuję.

— Na przyrodę podczas fotografowania inaczej się patrzy?

— Przyroda w ogóle nie jest łatwa do fotografowania. Wszystko się rusza, żyje. Trudno uchwycić chwilę. Dlatego ubieram się czasem w jakieś maskujące ubrania, mam czatownie. Dzięki temu mogę przeżyć i uwiecznić coś wspaniałego. Np. rykowisko.

— A zdarzyło się, że zauważył pan jakieś zwierzę i nie zdążył zrobić mu zdjęcia?

— Przyroda mi się odwdzięcza. Ostatnio mówię sobie: „Fajnie byłoby uwiecznić wilka”. Pojeździłem chyba z 7 razy i 2 razy udało mi się je złapać! A ludzie mówią mi, że szukali i nie znaleźli. Raz pojechałem na Ukrainę fotografować łosie. Zrobiłem jednemu zdjęcie i tak sobie mówię, że fajnie by było, żeby na niego siadł jakiś bielik (śmiech). Ten luz naprawdę mi pomaga.

— Mówi pan, że do fotografii podchodzi mimo wszystko hobbystycznie...

— Bo nic nie można robić na siłę. Pracuję zawodowo, więc nie utrzymuję się z fotografii. Dzięki temu mogę do tego podchodzić zupełnie na luzie. I ten luz widać chyba na moich zdjęciach.

pj

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5