Wyrusza po pas mistrza Polski. Wróci z tarczą czy na tarczy?

2017-04-14 08:18:52(ost. akt: 2017-04-14 08:34:08)

Autor zdjęcia: Józef Kraszewski

— W ringu nie będziemy się głaskać. Będzie ostro, ale chwilę po ostatnim gongu przybijemy sobie piątkę — mówi Tomasz Bieńkowski, założyciel i trener Fight Club Mrągowo. Podczas organizowanej 22 kwietnia w Sulejówku gali Tae Fight Show stoczy kolejny zawodowy pojedynek. Jego stawką będzie pas zawodowego mistrza Polski w kickboxingu (low kick -89 kg)
— Ostatnie godziny przed twoją walką o tytuł zawodowego mistrza Polski ICO. Jak nastawienie?
—Nastawienie typowo bojowe: jadę do Sulejówka, robię swoje i staczam dobrą walkę.

— Jeśli ci się uda, będzie to najcenniejszy sukces w twojej prywatnej kolekcji?
— Zdecydowanie. Mam wprawdzie na koncie walkę zawodową, jak i sporo osiągnięć amatorskich, np. zdobyte w grudniu dwa złote medale na pucharze Europy. Poziom jest tam oczywiście wysoki, ale zawodowstwo to już zupełnie inna bajka. Tam już nie ma przypadkowych przeciwników. Wszystko musi być dokładnie przemyślane, każdy cios, każde kopnięcie.

— Ostatni raz stoczyłeś walkę zawodową blisko 2 lata temu. Nie obawiasz się, że przez ten czas nieco... zardzewiałeś?
— Nie ma czasu na rdzewienie, jestem cały czas w treningu. Bez żadnej dłuższej przerwy od sportów walki. Wszystko jest pod kontrolą. Oczywiście trzeba wziąć pod uwagę, że tych lat na karku już trochę mam, więc trudno mówić o formie życia. Na te blisko 40 lat czuję się jednak bardzo silny.

— Z kim i gdzie przygotowywałeś się do tej walki?
— Naturalnie na sali treningowej naszego klubu. Pomagał mi Maciej Domin, niedawny zdobywca pucharu świata. Bardzo dobry technicznie zawodnik, a ponadto... kawał konia, bo waży około 115 kg. Cały czas współpracuję też m.in. z solidnym Mateuszem „Rybakiem” Żukowskim z Pisza, znanym z występów na międzynarodowych galach. Przyjeżdżają też solidni sparingpartnerzy z Gdańska. Nie mam powodów do narzekań.

— Wspomniany „Rybak” również wystąpi w Sulejówku. Ta wasza znajomość ma charakter tylko zawodowy czy przenosi się też poza salę treningową?
— Z Mateuszem znamy się już bardzo długo, więc to na pewno nie krótki epizod spowodowany przygotowaniami do gali. To nie tylko wymagający zawodnik, ale i prywatnie świetny, pozytywny gość. Na pewno będę mocno trzymał kciuki za jego zwycięstwo. W ostatnim czasie zafundowaliśmy sobie sporo siniaków, ale w końcu o to chodzi. Dzięki temu mamy nadzieję mieć ich mniej podczas oficjalnej walki.

— Walczysz w limicie do 89 kg. Nie było problemu z wagą?
— Żadnego. Moja startowa waga to ok. 90 kg. Kilogram czy dwa do zrzucenia nie stanowi w tym sporcie najmniejszego problemu. Gdy trzeba zrzucić więcej, wówczas często odbija się to na sile czy zdrowiu. W tym przypadku nie ma takiego niebezpieczeństwa. Zresztą nawet gdybym chciał, to trudno byłoby mi się zapuścić, gdy codziennie od 15 do 21 siedzę na sali treningowej. Wcześniej jest jeszcze trening indywidualny, a w międzyczasie bieganie.

— Twoim przeciwnikiem będzie Paweł Stolarski. Co o nim wiesz?
— To bardzo utytułowany zawodnik, ostatnio zdobył 3. miejsce w pucharze świata. To też kilkakrotny mistrz Polski w różnych stylach. Wie, co to walka o dużą stawkę. Jest też, podobnie jak ja, trenerem kadry narodowej z ramienia Polskiej Federacji Kickboxingu. W temacie sportów walki siedzi od wielu, wielu lat.

— I wielu widzi go również w roli faworyta. Nie podcina ci to skrzydeł?
— Wręcz przeciwnie. Daje mi to większego kopa, motywuje do jeszcze cięższej pracy. Cieszę się, że przyjdzie mi się zmierzyć z kimś takiego pokroju.

— Macie ułożony pod Pawła jakiś plan taktyczny?
— Warunki fizyczne mamy dość porównywalne. Podobny wzrost, podobna waga, podobny zasięg ramion. Wolę walczyć z wyższymi, ale mamy plan oczywiście i w tym przypadku, więc będziemy chcieli go zaskoczyć.
Czy się uda? Zobaczymy, bo na pewno i on szykuje coś specjalnego. Układamy więc różne ewentualne wersje na ten pojedynek, żeby być przygotowanym na to, jak toczyć się będzie walka. Wszystko jednak zweryfikuje ring.

— Podpytałem wcześniej twoich znajomych. Wskazywali na to, że zazwyczaj dążysz do ostrej wymiany ciosów. Tym razem będzie to twój atut czy przeciwnika?
— To fakt, lubię się wdawać w ringową bójkę, ale i Paweł ma podobny styl. Obaj napieramy ciągle do przodu. W dodatku będzie to walka zawodowa, nie będziemy mieli np. ochraniaczy na piszczele. Zdajemy sobie sprawę, że każde takie kopnięcie waży dość sporo, więc łatwo o poważną kontuzję. W tej kategorii wagowej nie ma już muskania, nie ma lekkich ciosów. Każdy z nich ma szansę odciąć przeciwnikowi prąd i rzucić nim o deski. Wystarczy moment nieuwagi.

— Kiedy meldujecie się w Sulejówku?
— W piątek wieczorem odbędzie się oficjalna ceremonia ważenia, więc musimy być na miejscu już trochę wcześniej. Gala natomiast zacznie się w sobotę o 17. Gdy wybije, to ruszamy na wojnę.

— Kto stanie w twoim narożniku?
— Oczywiście Maciej Domin, a dodatkowo wspierać będzie mnie również Arkadiusz Płocharski. To doświadczeni zawodnicy, dobrze czytają to, co się dzieje w ringu. Potrafią trzeźwo ocenić przebieg walki, podsunąć konkretne rozwiązania, gdy coś zawodzi. Na pewno dodadzą mi sporo pewności swoimi poradami i obecnością.

— Nie walczyłeś zawodowo od dwóch lat. Z Mrągowa pod Warszawę jest sporo kilometrów. Jakim cudem znalazłeś się w ogóle w jednej z głównych walk wieczoru?
— Jak wspomniałem, należę do Polskiej Federacji Kickboxingu. Po ostatnich sukcesach na pucharze Europy organizatorzy (Piotr Bąkowski, Łukasz Makarewicz oraz Bartłomiej Turczyński — red.) najprawdopodobniej uznali, że takie zestawienie może być ciekawe i przynieść kibicom sporo emocji. Zrobię wszystko, żeby nie zawieść tego zaufania.

— Z Pawłem znacie się nie od dziś, głównie dzięki federacji. Przed walkami zawodowymi często pojawiają się jakieś ostre słowa. A u was ani gróźb, ani wyzwisk. Nuda...
— (śmiech) Często to tak niestety wygląda, zwłaszcza na światowym poziomie. W grę wchodzi oczywiście kasa: gdy ktoś takie coś odstawia, to naturalnie słupki oglądalności lecą w górę. My jednak nie musimy schodzić do takiego poziomu. Jesteśmy kolegami, sportowcami. Traktuję go jak kolegę z federacji i myślę, że on widzi to podobnie. Po prostu: wyjdziemy, zawalczymy...

— Dopytuję dalej, w obawie o kibiców: nie będzie tak, że po znajomości będziecie się zwyczajnie oszczędzali?
— Zdecydowanie nie. W tej walce dam z siebie maksimum. Wiem, że obaj ciężko się przygotowujemy do tego pojedynku. Żaden z nas nie myśli o zabawie w ringu, ale o tym, żeby dać dobrą walkę, dobre widowisko.
Myślę, że Paweł nie może sobie pozwolić na porażkę, bo przed nim jeszcze ładnych parę lat kariery. Z drugiej strony i ja na nic takiego nie mogę sobie pozwolić, bo — przypuszczam — będzie to już ostatnia walka w mojej karierze. Poświęciłem ogrom czasu, przygotowania kosztowały mnie dużo wyrzeczeń. Dopinguje mnie pokaźne grono kibiców, a część z nich jedzie tam nie tylko z Mrągowa, ale i z zagranicy. Chcę więc dać z siebie sto 100 procent i być zadowolony z dobrej walki. W ringu nie będziemy się głaskać. Będzie ostro, ale chwilę po ostatnim gongu przybijemy sobie piątkę. Kibice nie muszą więc się obawiać: warto wybrać się na galę. Wszystkich bardzo serdecznie zapraszam.

— Przepytując twoich znajomych, dowiedziałem się też, że ostatnio strasznie zaniedbałeś inne swoje hobby: wędkarstwo. Po walce ruszasz nad wodę?
— Ładnie... Widzę, że sobie pogadaliście za moimi plecami (śmiech). Tak, dokładnie. Uwielbiam wędkować, choć już dawno nie miałem ku temu okazji, głównie przez wzmożone treningi. Walka w Sulejówki 22 kwietnia, później 4-7 maja zgrupowanie kadry Polski... Do tego czasu nic się nie zmieni. Ale później robię kilka luźniejszych dni. Na pewno będzie czas i na ryby.

— Spinningujesz, spławik, a może łowisz z gruntu?
— Nie należę do leni, ale w tej dziedzinie najbardziej lubię typowo „leniwe” formy wędkowania. To jest czas, gdy nie chcę cudować, tylko się wyciszyć nad wodą. Polecam każdemu. Poza wyciszeniem, dzięki cierpliwości, można też złowić naprawdę przyzwoite sztuki. Ja jeżdżę głównie za karpiami.

Rozmawiał: Kamil Kierzkowski

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5