Jej życie zamieniło się w piekło

2017-05-28 19:35:52(ost. akt: 2017-05-28 21:52:54)
Izabela Chojnacka-Foerster

Izabela Chojnacka-Foerster

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

Była żoną muzułmanina, który sprawił, że jej życie zamieniło się w piekło. Gdy już od niego uciekła, napisała o swoich przeżyciach. Rozmawiamy z Izabelą Chojnacką-Foerster.
— Ile to wszystko trwało?
— Do Kosowa wyjechałam w 2000 roku, do Polski wróciłam w 2003.

— Czy słyszała pani takie zarzuty: „Nie mogłaś sobie znaleźć Polaka? Dobrze ci tak, bo związałaś się z muzułmaninem”?
— Kiedyś dość łatwo przychodziła mi ocena innych ludzi, choć często nie znałam dokładnie ich sytuacji, przyczyny, dla których podejmowali takie, a nie inne decyzje. Nie mogłam zrozumieć, jak kobiety bite i poniżane mogą nadal trwać w związkach ze swoimi oprawcami.

Teraz ja jestem poddawana ocenie, która często jest krzywdząca, ale do nikogo nie mam żalu. Tylko zrozumieć nie mogę, ile nienawiści jest w ludziach i jak łatwo przychodzi im zmieszanie obcej osoby z błotem.
Wiele razy czytałam w internecie o sobie bardzo niemiłe komentarze, zarzuty, brak zrozumienia, dlaczego tak postąpiłam. Ale kiedy chodzi o uczucie, nasz rozsądek idzie na urlop, wraca z niego, kiedy często jest za późno. Podobnie było u mnie. To była ślepa miłość... To wszystko nauczyło mnie nigdy nie mówić „nigdy”.

— Dlaczego zdecydowała się pani opowiedzieć swoją historię?
— Na pomysł, żebym spisała swoje wspomnienia, wpadły panie z zaprzyjaźnionej biblioteki w Tczewie, gdzie wówczas mieszkałam. Znały mnie od lat, wiedziały, że uwielbiam czytać, a moim marzeniem od zawsze było napisanie książki.
Poleciły mi, abym to marzenie spełniła i przy okazji ostrzegła inne kobiety przed popełnieniem mojego błędu: wiązania się z muzułmaninem. „Szantażowały” mnie (śmiech), że będą mi wypożyczały książki, o ile pokażę, że napisałam choć kilka stron. No i w ten sposób powstała „Miłość na gruzach Kosowa”.

Kiedyś Anna Dziewit-Meller napisała mi jedno ważne zdanie: „Jeśli ta książka uratuje choć jedną młodą dziewczynę, to już warto było ją napisać”. A uratowała. I to niejedną...

— Było trudno to wszystko opisywać? A może to taki rodzaj terapii?
— Tak, napisanie „Miłości na gruzach Kosowa” był dla mnie rodzajem autoterapii. Jeszcze raz musiałam zmierzyć się z tym, co tam przeszłam. W Kosowie prowadziłam pamiętnik, co bardzo mi pomogło podczas późniejszego pisania. Ale opisywać momenty, który były dla mnie wtedy dramatyczne, nie było łatwo. Okazało się jednak, że terapia działa, nabrałam dystansu, a co najważniejsze — wybaczyłam.

— Czy mówiła sobie pani czasem „odejdę”, ale i tak zostawała?
— Odejść nie było łatwo, nie odchodzi się tak po prostu od muzułmanina... A tym bardziej nie zabiera się dziecka, bo tam dziecko „należy” do ojca.

— Czy nie obawia się pani tego, że ta historia jeszcze bardziej zniechęci Polaków do muzułmanów?
— Nie chcę, żeby ktoś źle mówił o wszystkich muzułmanach. Jeśli jeden Polak w innym kraju ukradnie auto, to też nie chcę, żeby zaraz wszystkich Polaków nazywano złodziejami.

Ww Kosowie poznałam również wielu wspaniałych ludzi, bardzo mi życzliwych, więc nie powiem, że każdy muzułmanin lub Albańczyk z Kosowa jest zły. Ludzi dzielę tylko na dobrych i złych, bez względu na to, jakiego są wyznania i jakiej narodowości.

— Czy czuje się pani teraz bezpieczna? Czy jakiś lęk w pani pozostał?
— Na początku, kiedy udało mi się wrócić do Polski, bałam się, że za każdym rogiem może kryć się Ruzhdi. Zresztą on dbał o to, żebym miała odpowiednią dawkę emocji. Dzwonił do mnie z polskich numerów, strasząc, że jest w Polsce, że mnie znajdzie. W końcu przecież odebrałam mu dziecko i uciekłam, szarpiąc tym samym jego opinię. Jak to kobieta uciekła od muzułmanina?

Trzy lata temu znalazł mnie na portalu społecznościowym. Napisał, że zdaje sobie sprawę, jak bardzo mnie skrzywdził, że żałuje tego i prosi o wybaczenie. A ja mu wybaczyłam. Bo chowając w sobie krzywdę i żal do kogoś, najbardziej ranimy siebie. Tymi złymi emocjami. Kiedy napisałam mu to jedno słowo — „wybaczam”, poczułam się lekko i dużo lepiej. Od tamtej pory łatwiej mi się żyje.

Nie żałuję, że mam takie przeżycia za sobą, staram się przekuć wszystko, co złe, na dobro i cieszę się każdą chwilą. Drobiazgi dają mi radość, doceniam to, co mam, a co wielu wydaje się czymś oczywistym, chociażby wolność...

pj


Komentarze (11) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Ermlender Narr #2262888 | 37.201.*.* 9 cze 2017 12:31

    a mogła być szczęśliwą i mogła się bzykać z księdzem

    odpowiedz na ten komentarz

  2. REK #2261324 | 176.221.*.* 7 cze 2017 00:26

    on ciemny był na twarzy ...... Była taka piosenka kobiety lecą na urok innej rasy

    odpowiedz na ten komentarz

  3. warmiaczka #2260292 | 31.0.*.* 5 cze 2017 14:44

    Nie trzeba wyjeżdżać do krajów muzułmańskich żeby być źle traktowaną przez męża. Rozejrzyjcie się u nas w Polsce jak traktowane są niektóre kobiety przez mężów, konkubentów i "narzeczonych" ! Niektóre potrafią tylko narzekać, skarżyć jak jest im ciężko, że są ofiarami przemocy fizycznej jak i psychicznej. Nic nie robią by poprawić sobie to porąbane życie, a nie daj Boże zadzwonić na policję !

    Ocena komentarza: warty uwagi (9) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    1. terplis #2257291 | 104.223.*.* 1 cze 2017 09:26

      Mysle, ze nie moze czuc sie bezpieczna. Muzulmanie nie wybaczaja tak latwo, szczegolnie takiej zniewagi. Wrecz przeciwnie, ich religia domaga sie zemsty. Zeby sie nie zdziwila jak ja kiedys z zaskoczenia jakis krewny bylego meza albo on sam potraktuja ja na przyklad kwasem. Do konca zycia nie bedzie bezpieczna....

      Ocena komentarza: warty uwagi (10) odpowiedz na ten komentarz

    2. ggg #2255900 | 30 maj 2017 12:55

      Takich opowiesci jest na peczko. Niestety "kobiety" nie czytaja ich ze zrozumieniem.........

      Ocena komentarza: warty uwagi (23) odpowiedz na ten komentarz

    Pokaż wszystkie komentarze (11)
    2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5