Wciąż niepokonani. I wciąż bez podium

2017-10-19 13:27:55(ost. akt: 2017-10-21 13:30:42)

Autor zdjęcia: Marcin Tchórz

Nie gaśnie nadzieja na podium IV ligi w obozie Mrągowii Mrągowo. Żółto-czarni 14 października zremisowali na wyjeździe z Mamrami Giżycko. Czy podopieczni Tomasza Pieca dopną wreszcie swego i przedrą się do najlepszej trójki?
Zdaje się, że mrągowianom ligowe pudło należy się niczym przysłowiowemu psu buda. Meldując się w ubiegłą sobotę na obcej murawie, Mrągowia dysponowała bilansem, którego z pewnością zazdrościła jej większość stawki. Na miano niepokonanych w sezonie 2017/2018 składało się bowiem 10 spotkań: 5 zwycięstw i 5 remisów. Porażki w starciu z Giżyckiem — może niezbyt skromnie, lecz ambitnie — nikt nie wydawał się brać pod uwagę. Kwestią otwartą pozostawało czy dojdzie do powtórki z zeszłorocznej jesieni (1:1) czy bardziej optymistycznej rundy wiosennej (Mrągowia 10 maja wygrała u siebie z Mamrami 3:0).

Starcie zaczęło się w myśl naczelnej dewizy mistrza wielkiego ekranu Alfreda Hitchcocka, według którego film ma zaczynać się od trzęsienia ziemi, a potem napięcie ma stale rosnąć. A defensywa gospodarzy zadrżała już w 3. minucie, gdy na prowadzenie Mrągowię wyprowadził strzałem głową Krystian Ziarkowski, wykorzystując perfekcyjne dośrodkowanie autorstwa Krystiana Ziarkowskiego.
Jednak nim ostatnia piątka została przybita przez mrągowian, arbiter dał znak do wznowienia gry, a giżycczanie... Błyskawiczną akcją doprowadzili do wyrównania. Gospodarze nie odpuszczali, chcąc wykorzystać krótką dezorganizację w szeregach Mrągowa i pójść za ciosem. Niewiele brakowało, a ich plan by się ziścił, jednak potężne uderzenie zza pola karnego (strzelał Kamil Wojciechowski) po pięknej paradzie zneutralizował strzegący mrągowskiej bramki Marcin Marszałek.

W 14. minucie dała natomiast o sobie znać ponownie ofensywa żółto-czarnych. Z rzutu rożnego futbolówkę w pole karne rywali posłał Konrad Rusiecki, tam odnalazł ją Łukasz Szumski, który następnie wyłożył ją Kamilowi Skrzęcie. Kapitanowi Mrągowii pozostało jedynie zapytać golkipera rywali, w który róg posłać piłkę.
Mamry ponownie ruszyły do szturmu, gotując się do powtórki z rozrywki, jednak nasi piłkarze odrobili już lekcję i nie dali się znów zaskoczyć. Schodząc do szatni na przerwę, wciąż utrzymywał się korzystny dla Mrągowa rezultat 1:2.

Chwila oddechu ewidentnie przydała się gospodarzom prowadzonym przez trenera Przemysława Kołłątaja. Od razu po gwizdku sędziego przeszli do ofensywy i odzyskali panowanie nad sytuacją na boisku. Na ich nawałnicę strzałów mrągowianie odpowiadali głównie z kontry, choć niewiele z owych akcji było prawdziwie groźnych. W 67. minucie przed dobrą okazją do podwyższenia na 1:3 stanął Konrad Rusiecki, lecz po widowiskowym wdarciu się w pole karne rywali, oszukaniu obrońców, nasz zawodnik nie zdołał pokonać giżyckiego golkipera.

I jeśli ktoś wątpił w prawdziwość futbolowych porzekadeł, to po owym meczu ma prawo być zdecydowanie bardziej przesądny. Powiedzenie „niewykorzystane sytuacje się mszczą” dotkliwie sprawdziło się właśnie w minioną sobotę. Kilkadziesiąt sekund po sytuacji Mrągowii dośrodkowanie z prawej strony otrzymał Kamil Wojciechowski. Snajper z Giżycka bezlitośnie wykorzystał dogodną okazję, doprowadzając do remisu.

Gra zaczęła się na nowo. Emocje promieniowały z murawy, jednak tempo pojedynku nieco zmalało, bo żadna ze stron nie chciała przesadnie ryzykować utratą bramki chwilę przed końcem.

Na strzał ostatniej szansy zdecydował się jedynie kilkadziesiąt sekund przed końcem grający w barwach Mamr Jan Sidorowicz. Niedawny kapitan Śniardw Orzysz uderzył z 35 metrów. Szybującą futbolówkę wielu miejscowych kibiców widziało już w siatce, lecz ostatecznie odbiła się ona od poprzeczki.

— To był mecz walki, który mógł zakończyć się zarówno w jedną, jak i w drugą stronę. Strzeliliśmy szybko bramkę, później zachowujemy się tragicznie i w następnej akcji rywale doprowadzają do wyrównania. Nasza czujność została uśpiona. Dobrze, że szybko się obudziliśmy i strzeliliśmy na 2:1 — czytamy wypowiedź Kamila Skrzęty na stronie klubu.

— Wyszliśmy na drugą połowę, żeby walczyć, utrzymać wynik i strzelić jeszcze gola. Niestety cofnęliśmy się, dostaliśmy gola na 2:2 i spotkanie zakończyło się remisem. Szkoda. Dzisiejszą bramkę dedykuje mojej dziewczynie Paulinie. Obiecałem jej, że strzelę, więc melduję wykonanie zadania — podsumował kapitan Mrągowii po 11. z rzędu meczu bez porażki.

Po zainkasowaniu jednego dodatkowego oczka, mrągowianie z dorobkiem 21 punktów plasują się na 4. miejscu w tabeli. Miejsce tuż przed nimi (23 punkty) zajmuje Tęcza Biskupiec, czyli... Drużyna, z którą żółto-czarni zmierzą się już w najbliższą sobotę. 213 października. O godz 15 rozpocznie się dla Mrągowii chwila prawdy. Stawka pojedynku wydaje się ogromna. Zwycięstwo zapewni podopiecznym trenera Tomasza Pieca wyczekiwane od dawna miejsce na podium. Porażka natomiast oznaczać może bolesną degradację.

Dynamit w trampkach

Kilka godzin przed potyczką seniorów swój bój toczyli młodsi reprezentanci Mrągowii. Zadanie postawione przed podopiecznymi trenera Karola Lemechy nie należało do łatwych. 14 października do Mrągowa zawitał Jurand Barciany, więc kibiców czekała konfrontacja na szczycie II wojewódzkiej ligi trampkarzy. Nasi piłkarze, choć przynajmniej z nazwy uzbrojeni w trampki, udowodnili, że mają w nich prawdziwy dynamit.

Pierwsze słowa wstępu do horroru gości zapisał w 20. minucie Dawid Kurbiedzia. Mrągowianin wykorzystał błąd w rozegraniu po stronie linii defensywnej gości, przechwycił piłkę, minął jednego z obrońców i strzałem zza 16. metra umieścił futbolówkę w siatce tuż przy prawym słupku. I był to kluczowy moment całego meczu. Wcześniej lawinowe ataki mrągowian rozbijały się raz po raz o świetnie dysponowanego golkipera Juranda. Po pierwszej kapitulacji jednak tylne szeregi Barcian straciły na pewności. A po wyjściu na drugą połowę meczu rozerwał się worek z golami.

Wspomniany Dawid Kurbiedź ewidentnie wyróżniał się tego dnia na boisku. Młody snajper grał jak w transie, strzelał bramkę za bramką, będąc dosłownie o włos od skompletowania dwóch prestiżowych hat-tricków. Licznik mrągowianina zatrzymał się jednak na 5 celnych trafieniach. Na listę strzelców w międzyczasie wpisali się dodatkowo Bartosz Polonis i Gracjan Bagiński. Wynik końcowy mówi sam za siebie. 7:0 z tak solidnym rywalem będzie rezultatem długo wspominanym w II lidze. Dawno bowiem nie było już tak spektakularnego awansu na pozycję lidera.

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5