W Mrągowie znów poleje się krew!

2018-03-19 10:36:58(ost. akt: 2018-03-19 10:46:06)

Autor zdjęcia: Piotr Deptuła

— Czy poleje się krew? Pewnie tak, jak to w tym sporcie — mówi Tomasz Kalinowski, główny organizator Pucharu Mazur. Mazurski wojownik 7 kwietnia w Mrągowie wystąpi ponadto jako trener, a także zawodnik walczący w głównym pojedynku wieczoru.
— Ostatnia prosta przed Pucharem Mazur. Czujesz większą tremę jako organizator, trener czy zawodnik, któremu przyjdzie walczyć w ringu?
— Przy organizacji pięciu już edycji Pucharu Mazur nauczyłem się wielu niezbędnych rzeczy. Mam już wypracowany swój schemat, zarys działania. Właśnie po to, by później nie musieć przesadnie kombinować. Przy braku czasu i narastającym stresie można łatwo pogubić się w tym ogromie rzeczy niezbędnych do ogarnięcia. Jeśli czuję więc jakąś konkretniejszą tremę, ale taką pozytywną, to chyba tylko jako zawodnik. Połączenie wszystkich ról jednocześnie nie jest łatwe, ale w zeszłym roku mi się udało. W tym również zrobię wszystko, by powtórzyć ten sukces.

— Mnóstwo emocji wzbudziło nazwisko twojego rywala. Zmierzysz się jednak nie z Tomaszem Bieńkowskim (z Mrągowa), a Dariuszem (z Węgorzewa). Co wiesz o swoim przeciwniku?
— Na pewno to, że nie sugerowałem się nazwiskiem (śmiech). Obserwowałem z uwagą ostatnią galę w Węgorzewie. Darek walczył na niej z zawodnikiem, z którym starłem się w zeszłorocznej edycji Pucharu Mazur. Wygrał i zrobił na mnie naprawdę dobre wrażenie. Już wtedy chciałem się z nim zmierzyć. Facet walczy bardzo fajnie, żywiołowo. Na pewno będzie to mocna i widowiskowa konfrontacja, a takie kibicom podobają się najbardziej.

— Myślałeś już o planie na walkę?
— Jakieś swoje przemyślenia mam, ale nie chcę odsłaniać kart. Powiedzmy więc, że plan jest taki: wejść do ringu na luzie i po prostu robić to co umiem najlepiej.

— Rok temu, podczas naszej rozmowy, określiłeś się jako "stary, 35-letni lis". Po roku ów lis wciąż potrafi gryźć? Nie myśli o zawodniczej emeryturze?
— Miałem myśli, by zawiesić rękawice na kołku. Zwłaszcza po niefortunnej kontuzji, której nabawiłem się podczas jednej z walk. Złamałem nogę w stawie skokowym i zacząłem się zastanawiać czy warto dalej wychodzić do ringu. Z drugiej strony - gdy robi się to przez prawie całe życie, to trudno powstrzymać później ten głód rywalizacji i emocji, które towarzyszą przygotowaniom i samej konfrontacji. A to naprawdę świetna motywacja by po raz po raz kolejny skłonić swój organizm do pracy na zwiększonych obrotach. Trudno mi sobie zresztą wyobrazić siebie bez tych ciężkich treningów.

— Długo namawialiście Darka na walkę? Wie przecież, że walczy z organizatorem. To tobie będą pomagały i ściany, i publiczność. Upierdliwi powiedzą, że i sędziowie.
— Utarło się już, że jeśli ktoś jedzie "w gości" na walkę, to aby wygrać trzeba znokautować miejscowego. Przykładów tego typu sytuacji nie trzeba długo szukać, pojawiają się niestety na większości gal na całym świecie. My jednak chcemy za wszelką cenę tego uniknąć. Dlatego też chciałem mieć rywala z bliska, "zza miedzy". Tak, by przyjechało wraz z nim pokaźne grono kibiców i by było to widowisko dla obu stron. Wiem, że Darkowi nie brakuje oddanych znajomych, kibiców. Myślę, że będzie mógł czuć się dzięki nim jak u siebie.

Kamil Kierzkowski


Obrazek w tresci


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5