Kalinowski: Oglądanie walk na żywo to zupełnie inna bajka niż w TV

2018-03-23 15:49:06(ost. akt: 2018-03-23 16:02:16)

Autor zdjęcia: Piotr Deptuła

— Czy poleje się krew? Pewnie tak, jak to w tym sporcie — mówi Tomasz Kalinowski, główny organizator Pucharu Mazur. Mazurski wojownik 7 kwietnia w Mrągowie wystąpi ponadto jako trener, a także zawodnik walczący w głównym pojedynku wieczoru.
— Ostatnia prosta przed Pucharem Mazur. Czujesz większą tremę jako organizator, trener czy zawodnik, któremu przyjdzie walczyć w ringu?
— Przy organizacji pięciu już edycji Pucharu Mazur nauczyłem się wielu niezbędnych rzeczy. Mam już wypracowany swój schemat, zarys działania. Właśnie po to, by później nie musieć przesadnie kombinować. Przy braku czasu i narastającym stresie można łatwo pogubić się w tym ogromie rzeczy niezbędnych do ogarnięcia. Jeśli czuję więc jakąś konkretniejszą tremę, ale taką pozytywną, to chyba tylko jako zawodnik. Połączenie wszystkich ról jednocześnie nie jest łatwe, ale w zeszłym roku mi się udało. W tym również zrobię wszystko, by powtórzyć ten sukces.

— Mnóstwo emocji wzbudziło nazwisko twojego rywala. Zmierzysz się jednak nie z Tomaszem Bieńkowskim (z Mrągowa), a Dariuszem (z Węgorzewa). Co wiesz o swoim przeciwniku?
— Na pewno to, że nie sugerowałem się nazwiskiem (śmiech). Obserwowałem z uwagą ostatnią galę w Węgorzewie. Darek walczył na niej z zawodnikiem, z którym starłem się w zeszłorocznej edycji Pucharu Mazur. Wygrał i zrobił na mnie naprawdę dobre wrażenie. Już wtedy chciałem się z nim zmierzyć. Facet walczy bardzo fajnie, żywiołowo. Na pewno będzie to mocna i widowiskowa konfrontacja, a takie kibicom podobają się najbardziej.

— Myślałeś już o planie na walkę?
— Jakieś swoje przemyślenia mam, ale nie chcę odsłaniać kart. Powiedzmy więc, że plan jest taki: wejść do ringu na luzie i po prostu robić to co umiem najlepiej.

— Rok temu, podczas naszej rozmowy, określiłeś się jako "stary, 35-letni lis". Po roku ów lis wciąż potrafi gryźć? Nie myśli o zawodniczej emeryturze?
— Miałem myśli, by zawiesić rękawice na kołku. Zwłaszcza po niefortunnej kontuzji, której nabawiłem się podczas jednej z walk. Złamałem nogę w stawie skokowym i zacząłem się zastanawiać czy warto dalej wychodzić do ringu. Z drugiej strony - gdy robi się to przez prawie całe życie, to trudno powstrzymać później ten głód rywalizacji i emocji, które towarzyszą przygotowaniom i samej konfrontacji. A to naprawdę świetna motywacja by po raz po raz kolejny skłonić swój organizm do pracy na zwiększonych obrotach. Trudno mi sobie zresztą wyobrazić siebie bez tych ciężkich treningów.

— Długo namawialiście Darka na walkę? Wie przecież, że walczy z organizatorem. To tobie będą pomagały i ściany, i publiczność. Upierdliwi powiedzą, że i sędziowie.

— Utarło się już, że jeśli ktoś jedzie "w gości" na walkę, to aby wygrać trzeba znokautować miejscowego. Przykładów tego typu sytuacji nie trzeba długo szukać, pojawiają się niestety na większości gal na całym świecie. My jednak chcemy za wszelką cenę tego uniknąć. Dlatego też chciałem mieć rywala z bliska, "zza miedzy". Tak, by przyjechało wraz z nim pokaźne grono kibiców i by było to widowisko dla obu stron. Wiem, że Darkowi nie brakuje oddanych znajomych, kibiców. Myślę, że będzie mógł czuć się dzięki nim jak u siebie.

— Szykuje się nie tylko pojedynek na pięści, ale i na głośność dopingu?
— Tak to widzę. Podobnie było i rok temu, gdy walczyłem z zawodnikiem z Ełku. W Mrągowie pojawiła się spora rzesza "jego ludzi". Dzięki temu rozmył się podział "gospodarz kontra gość". Tego typu podejście buduje całą "otoczkę" gali i jej klimat.

— Wróćmy na chwilę do Tomasza Bieńkowskiego. Widząc wrzawę, która wybuchła w Internecie i liczbę plotek, wasza walka byłaby kasowym hitem. Jest jakakolwiek szansa, że kiedyś do niej dojdzie?
— Wiesz... Nie śledzę profilu Tomka na Facebooku. Nie wiem więc nic o żadnych plotkach. Powiem szczerze, że wolę walki z wymagającymi przeciwnikami niż robienie sztucznego ciśnienia ku uciesze hejterów. Co by mi dała ta walka? Jakbym wygrał, to ludzie gadaliby, że wziąłem słabego przeciwnika. Jakbym przegrał, to by gadali jeszcze gorzej. I tak źle, i tak niedobrze. Walka z Tomkiem nie jest dla mnie sportowym wyzwaniem.

— W jednej z zapowiedzi gali Puchar Mazur przedstawiony został jako największa impreza tego typu na Mazurach. Ile w tym prawdy, ile medialnej propagandy?
— Nie wycofuję się z tych słów. Nie narzucam jednak tego zdania innym. Trzeba więc przyjść do nas na galę i samemu przeżyć te emocje. A potem pójść na inną imprezę i porównać ją z naszą. Tyle.

— Czego zatem mogą spodziewać się kibice po tegorocznej odsłonie Pucharu Mazur?
— Będzie dużo ciekawych walk. Z jednej strony dajemy szansę młodym wilkom. Debiutantom, dla których będzie to bojowy chrzest i okazja do zaprezentowania się szerszej publiczności. Nie zabraknie jednak i doświadczonych, solidnie wyszkolonych technicznie wyjadaczy. Karta walk wciąż nie jest oficjalnie zamknięta, pełną listę nazwisk podamy dopiero wkrótce.

— Poleje się krew?
— Pewnie tak, jak to w tym sporcie. Ale nad bezpieczeństwem czuwać będą odpowiedni, przeszkoleni ludzie.

— Wiem, że udało wam się ściągnąć znanego z ringów międzynarodowych Mateusza "Rybaka" Żukowskiego. Częściej będzie gościł na waszych galach czy to epizod?
— Niewiele brakowało, a już rok temu Mateusz wystąpiłby na naszej gali. Ostatecznie jednak pojawiło się kilka rzeczy niemożliwych do obejścia i nie wyszło. Pojawił się jednak w roli trenera swoich podopiecznych i stał także w moim narożniku, gdy walczyłem. Później nieco razem trenowaliśmy, była więc okazja do rozmów. Przedstawiłem kolejną propozycję, a Mateusz ją z chęcią przyjął. Jak sam przekonywał - potrzebuje tej walki, by pozbyć się "rdzy". Ostatnio miał małą przerwę w pojedynkach, a Puchar Mazur to niemal jego własne podwórko (Mateusz Żukowski mieszka w Piszu - przyp. red.). Innymi słowy - okazja dobra i dla nas, i dla niego.

— Wysoko zawiesiliście poprzeczkę w tamtym roku. Uda się utrzymać poziom imprezy?
— Nie chcę nic zapeszyć. Wszystko wyjdzie w praniu.

— Rok temu Puchar Mazur uświetniła swoim występem m.in. mistrzyni w pole dance. W tym roku również przewidujecie dodatkowe atrakcje?
— Tak, a nawet rozwiniemy ten temat. Niektóre rzeczy są jednak jeszcze w fazie rozmów. Zdradzić więcej mógłbym dopiero wtedy, gdy dogadamy wszystkie szczegóły. Z drugiej strony - czy warto? Chcemy w końcu też zaskoczyć czymś kibiców.

— Wasza gala wpisała się już w krajobraz Mrągowa. Przekłada się to na lepszą współpracę z władzami? Widzą potencjał w Pucharze Mazur?
— Czy widzą potencjał? Chciałbym, by tak było. Nie mi jednak wypowiadać się za władze miasta. Czujemy pomoc z ich strony, to na pewno. Tradycyjnie jednak największe wsparcie dają nam ludzie. Mamy naprawdę ciekawą grupę sponsorów i osób, które potrafią poświęcić swój prywatny czas, byleby tylko Mrągowo mogło cieszyć się dalej Pucharem Mazur i wyróżniać na regionalnej arenie sportów walki. Bardzo im wszystkim dziękuję za okazane zaufanie.

— Jest coś, co chciałbyś przekazać kibicom?
— Zapraszam wszystkich 7 kwietnia na halę widowiskowo-sportową w Mrągowie. Nie zawiedziecie się. Oglądanie walk na żywo to zupełnie inna bajka niż oglądanie jej w telewizji.

Rozmawiał Kamil Kierzkowski

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5