Kilka słów o wartości pracy [FELIETON]

2018-08-19 08:00:00(ost. akt: 2018-08-19 06:40:18)
Młodzi mrągowscy wolontariusze — Kasia, Oliwia, Gosia, Magda, Jasiek, Krzysztof i Linda

Młodzi mrągowscy wolontariusze — Kasia, Oliwia, Gosia, Magda, Jasiek, Krzysztof i Linda

Od początków ludzkości mężczyźni polowali, kobiety krzątały się wokół rodziny i domostw. Z czasem wytworzyła się szeroko rozumiana kultura pracy. Pojawiły się narzędzia i pierwsze warsztaty. Wartość pracy w życiu człowieka.
Praca była naturalną potrzebą społeczeństw, sposobem życia. Tak spędzano czas wolny i zapewniano odpowiednie standardy funkcjonowania rodzin. Znacznie później praca zaczęła wiązać się z wynagrodzeniem pieniężnym.

W starych filmach i książkach pojawia się etos pracy. Podkreślany zwłaszcza w epoce pozytywizmu, którego zadaniem było naświetlanie potrzebnych idei, wartości i norm, mających wpłynąć na odbudowę organiczną u podstaw narodu polskiego. W czasach PRL – u karmiono rodaków rozmaitymi hasłami. Głoszono wówczas: „Jakość pracy – jakość życia!”, „Z pracy ludzkich rąk rodzi się zawsze dobro narodu.”, „ Jedność pracy – jednością narodu”, „Pracując dla kraju, pracujesz dla siebie”, „Dziś pracujemy dobrze, jutro pracujemy lepiej!”.

Część tych myśli była trafna i miała nawet dobry kierunek na przyszłość, jednak nijak miała się do rzeczywistości. W większości przypadków te slogany były narzędziem nieuczciwej propagandy. W czasach PRL -u weszła praktyka czynów społecznych. Miały to być działania grupy ludzi, która ochotniczo i bez wynagrodzenia, świadczyła swoje usługi na rzecz ogółu. Jednak w okresie przemian ustrojowych od roku 1989 sytuacja i świadomość Polaków zmieniła się.

Zachłysnęliśmy się przez chwilę, jako naród wizją: „jak może być, ile będzie można mieć i zarobić”. Ponownie rzeczywistość nie odpowiadała oczekiwaniom. Co prawda jedni wzbogacili się, drudzy zaczęli żyć w skrajnym ubóstwie. Transformacja nie dla wszystkich była korzystna, świadczą o tym pozostałości po pegeerowskich wioskach. Obecnie, gdy mówimy o zatrudnieniu – myślimy prze de wszystkim o wynagrodzeniu. Czasem tylko na tym się skupiamy.

Dziś potrzeba zatrudniania się gdziekolwiek, wywołuje rożne skojarzenia. Dla jednych praca jest niemiarodajnym, nieafektywnym kieratem, mozołem, dla innych: wartością samą w sobie, pasją. Bywają i tacy, którzy są bardzo usatysfakcjonowani z otrzymywanego wynagrodzenia. Podczas różnych rozmów, odpowiedni opłacani ludzie, stanowią mniejszość. To nie jedyny aspekt dotyczący omawianych dylematów.

Niedawno wymieniłam kilka zdań z właścicielem ekipy remontowej. Skarżył się on, że dziś brakuje mu pracowników. Ludzie przychodzą na kilka dni, a po odebraniu zaliczki nie wracają. Bywa, że chcą podjąć się powierzonych zadań będąc pod wpływem alkoholu. Inni mawiają, że „nie opłaca” się im pracować. Zasiłki, pomoc z MOPS i 500+ razem stanowią sumę, która jest dla nich wystarczającą do życia i ich nie zachęca do podejmowania aktywności zawodowej.

Coraz częściej pracodawcy wykazują się zrozumieniem sytuacji i starają się odpowiednio wynagradzać swoich pracowników. Czasem przeszkodą są podatki i przepisy. Bywa, że nie ma trudności, a i tak mało kto odpowiada na złożone oferty i ogłoszenia. Wakaty i etaty zostają puste. Ktoś opowiadał mi o pewnej rozmowie kwalifikacyjnej. Przyszedł na nią młody człowiek. Miał on swoje oczekiwania. Ważna była dla niego wysokość wynagrodzenia jakie miałby on otrzymywać. Jednak na proste pytanie: jaki kierunek studiów ukończył? (bo twierdził, że tak było), odpowiedział: nie wiem. Obiecał udzielić więcej informacji na ten temat przy następnym spotkaniu. Jednak do niego, z oczywistych przyczyn nie doszło.

Maturzyści podczas pisemnego egzaminu z języka polskiego nadal są pytani o śmierć Boryny na polu. Egzaminatorów ciekawi, co sądzi młodzież o pracy. Czym ona dla nich jest? Czy była ona kieratem dla tego bohatera, czy też sensem jego życia? Umarł on na znienawidzonej, czy też ukochanej ziemi? Władysław Reymont pisząc „Chłopów” zadał nam pytanie, co jest w życiu ważne, bo przecież toczy się ono przez pory roku i wokół wykonywanej pracy?

Dla mnie praca jest wartością samą w sobie. Wyrastałam w pokoleniu, które uczono: „kto nie pracuje nich nie je”. Pracą była dla ucznia nauka, dla kobiety działania w domu i w zakładzie pracy, dla mężczyzny podobnie. Pragnienie zatrudnienia towarzyszyło mi w dorosłości. Nie chodziło tu tylko o pieniądze, ale wiązał się z tym rozwój osobisty, relacje międzyludzkie, realizacja własnych upodobań i pasji. Bez pracy człowiek jest niekompletny.

W czasie długotrwałej choroby wykonywałam ją inaczej, choć nie dostawałam za to wynagrodzenia, robiłam coś dla siebie i innych. Tak jak na początku historii społeczeństw i ludzkości. Gdy kobiety spotykały się na darciu pierza, nie było to dla nich udręką. Wzajemnie sobie pomagały, śpiewały pieśni, dzieliły się swoimi doświadczeniami. Mężczyźni pomagali sobie podczas żniw za darmo. Wiem, że jeszcze dziś na Podlasiu, czy też w okolicach Wisły, Śląska kultywowane są takie praktyki. Bo nie zawsze o pieniądz chodzi, choć jest on ważny i potrzebny. Jednak zawyżając standardy, goniąc za luksusem bywa, że skupiamy się na sobie i na świetlanej przyszłości. W naszych wyobrażeniach dążymy do „szklanych domów” jak bohaterzy Stefana Żeromskiego. Może się okazać, że nigdy ich nie ujrzymy, a po drodze coś bezpowrotnie utracimy.

Moja przyszywana ciocia Kazia mawiała do swej córki: „w to, co się robi, powinno się wkładać samego siebie i wtedy to będzie takie pyszne słodkie i kochane”. Oczywiście ta maksyma dotyczyła wypieku domowych ciast. Jednak wraz z moją przyjaciółką zachowałyśmy tę naukę i zastosowałyśmy ją do życia zawodowego. Doświadczyłam, że obojętne jest czy robię coś za pieniądze, czy też za darmo – osiąga to wysoką wartość tyko wówczas, gdy jest w tym serce.

Od kilku lat moja córka jeździ na misje do rożnych, polskich miasteczek. Poświęca część swoich wakacji po to aby dać innym trochę radości i nadziei. Ci młodzi wolontariusze wykonują czyny społeczne. Sprzątają w domach u osób starszych, odwiedzają samotnych w szpitalach, organizują zabawy i spotkania dla dzieci i młodzieży. Gdy odwiedziłam ich w Reszlu, trwał piknik, na który przyszło kilkadziesiąt osób. Pośród gości znalazły się panie z klubu seniorów, dzieci i młodzież, matki z małymi dziećmi. Organizatorzy nie dostali za to wynagrodzenia materialnego, poświęcili własne środki na ten cel. Wykonali te pracę z miłości do Boga i ludzi, a goście odpłacili im wdzięcznością.

W Mrągowie pracodawcy radzą sobie zatrudniając ludzi z Ukrainy. Poznałam kilku. Iwan pochodzi z terenów, które obejmowała wojna. Zapytałam: dlaczego tu przyjechał? Opowiadał mi o ogromnej biedzie i niszczącej od środka bezczynności, poczuciu nieprzydatności, beznadziejności oraz głodzie. Ten dwudziestoletni młodzieniec, będący w naszym mieście od kilku miesięcy cieszył się z każdego dnia pracy. Choć jest zatrudniony w systemie trzyzmianowym, a jego zadania wymagają wysiłku fizycznego – praca sprawia mu radość i nie odstrasza go zmęczenie.

Anna przyjechała z innych rejonów Ukrainy. W jej miejscowości musiała być zatrudniona na dwa etaty i nie uniknęła kredytów, by utrzymać rodzinę. Zdecydowała się z nią rozdzielić, bo chciała poprawić swą sytuację materialną. Wydawałoby się, że przybyła ona tu dla pieniędzy, jednak jej radość z wykonywanych obowiązków, z przebywania z ludźmi – zaskakuje. Widać, że nie ma ona postawy: „jestem tu za karę”.

Od tych dwóch osób mogę się nauczyć radości, docenienia pracy jaką się posiada i wykonuje. Gdy myślę o bohaterze literackim, wspominanym wcześniej Borynie, wyobrażam sobie jak w ostatnich chwilach swego życia wykonuje gesty imitujące zasiew ziemi. Żegna się ze swoją miłością - cenną sprawą. O tym bym pewnie pisała na maturze, gdybym znowu została maturzystką...

Agnieszka Beata Pacek

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5