Panorama Helutki Bartoszko

2018-09-07 15:00:00(ost. akt: 2018-09-07 11:30:25)

Autor zdjęcia: pixabay.com

Uwaga oszust. Jednego razu siedzim my sobie razem ze Stasiukiem w mieszkaniu. On książkę czyta, ja kończę szaliczek na prątkach. Cisza jest i spokój, tylko na parterze pies wyje niemożebnie, widać znowu jego samego zostawili.

W mieszkaniu pod nami mąż z żoną coraz głośniej się kłócą i dziecko bardzo płacze, a nasz uczony sąsiad z naprzeciwka wierci wiertarką dziury w ścianach, używając czasami młota. Poza tym jest cicho i spokojnie.

Aż tu nagle dzwoni telefon. Podnoszę ja słuchawkę i słyszę:-”Babciu, ratunku! Pod Biskupcem uderzyłem w tył samochodu, co jechał przede mną. Dogadałem się z kierowcą i jak dam jemu 3 tysiące, to on nie wezwie policji, a bagażnik mu wyklepie zaprzyjażniony mechanik w prywatnym warsztacie. Ale muszę mieć te pieniądze zaraz, dlatego dzwonię do ciebie, kochana babuniu. Poratuj ty swojego wnuka w biedzie!”-A Matenka ty Boska Bolesna, ot, jakie nieszczęście przydarzywszy się! Ja tak, jak stała, tylko plaść...i usiadła na krześle. Złapawszy oddech, mówię : „Nu pewnie, że pomogę, mój ty kochanieńki! Tylko jak ci dostarczyć te pieniądze, bo sposobu nie widzę?” I słyszę w słuchawce: „To proste. Ja nie mogę odejść od auta, ale zadzwonię do kolegi z Mrągowa, on podjedzie, weźmie od ciebie kasę i mi ją przywiezie.Jesteś kochana babcia, bardzo ci dziękuję!” Rzuciła się ja do szafy, gdzie mieli my pieniądze na czarną godzinę schowane. Po drodze szybko opowiadam wszystko Stasiuczkowi, a on, wstrząśnięty cały, pyta mnie: -”A który to wnuczek – Piotrulek czy Robercik?”-Ja znieruchomiała...O, nu właśnie, nawet o to nie spytała! Nieważne zresztą któren, wnuk to wnuk. Dobrawszy się do pieniędzy ze zgrozą patrzę, że ich za mało będzie. Przypomniała ja sobie, że my trochu wzięli na imprezowe hulanki. Trudno, ile jest, tyle dam. Ale...hm, to jakoś wyszło nie bardzo, wnuczek będzie zły...Tylko który wnuczek, a? Dzwonię ja do Piotrulka i od razu go przepraszam, że mam aby 2 tysiące. On zdziwiony, nie wie, o co się rozchodzi. Aha, znakiem tego trzeba prędko dzwonić do Robercika. Ale i on nic nie wie o jakimś wypadku.To już ja na czysto zdurniawszy. W ta pora przyszedł do nas nasz uczony sąsiad, żeb jakieś tam wiertło pożyczyć. Zobaczył, jak ja stoję przy telefonie, pozieleniawszy na twarzy, ni żywa, ni umarłszy. Od słowa do słowa i zaczął działać. Natychmiastowo zadzwonił na policję, coś tam uzgodnił, a mnie kazał naciąć gazetowych papierów na wielkość banknotów i włożyć ich do koperty. Sam poszedł do domu przykazując mnie, żeb ja o nic nie pytała kolegi „wnusia”.

Siedzim my ze Sasiuczkiem przyczajone, nawet pies przestał wyć, małżeństwo już się nie kłóci i dziecko nie płacze. Sąsiad też nie wierci.Czekamy... Puk, puk do drzwi. Otwieram ja, a nogi pode mną drżą, bo nie wiem, co się szykuje.Podaję chłopakowi kopertę, on ją bierze i nie zaglądając do środka chowa do kieszeni. I wtedy otwierają się drzwi u sąsiada, wyskakuje dwóch policjantów, skuwają oszustowi ręce i sprowadzają niedelikatnie po schodach prosto do radiowozu.

Wszyscy odetchnęli. Pies znowu zaczął wyć, sąsiedzi kłócić się, a dziecko płakać. A ja zrobiła naszej trójce herbaty z melisy na spokojność i nakroiwszy kumpiaka, postawiła na stole malinową nalewkę. Oj, jak my zasłużyli na parę kieliszków, prawda, kochanieńkie?
I to by było na tyle.

Halina Borowska

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5