Marta Kaczmarczyk: większość dziewczyn biorących udział w konkursie piękności myśli o głównej wygranej [ROZMOWA]

2018-12-26 17:28:47(ost. akt: 2018-12-26 18:45:16)

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

Marta Kaczmarczyk zdobyła tytuł czwartej wicemiss w finale 29. konkursu Miss Polski, który odbył się w Krynicy Zdroju. W sierpniu mrągowianka opowiadała nam o swojej drodze do finału. Dziś pytamy Martę o wrażenia z gali.
— Bardzo się pani stresowała?
— Byłam tak bardzo rozbita konkursem emocjonalnie, że potrzebowałam kilku dni, aby wrócić do normalności. Z każdego doświadczenia wyciągam pozytywne wnioski. Uważam, że każde z nich czyni mnie dojrzalszą i mądrzejszą kobietą. Konkurs i mój w nim udział oceniam bardzo pozytywnie. Nie znalazłam się tam przypadkiem.
Już jako dziecko marzyłam, żeby być miss. Przygotowywałam się do konkursu wiele lat, aż dojrzałam. W konkursie brały też udział dziewczyny (oczywiście, nie wszystkie), którym kazała rodzina czy też namawiały koleżanki. Wiele przyjaciółek odradzało mi udziału w konkursie piękności, ja natomiast należę do tych, którzy muszą się przekonać osobiście, na własnej skórze.
Pracowałam nad sobą, nad swoim charakterem i wiedziałam, po co tam poszłam. Kontynuuję naukę na dziennych studiach, a za bardzo dobre wyniki przyznano mi stypendium naukowe. Cały 2018 rok był dla mnie bardzo pracowity, ale za to obfitował w niesamowite wydarzenia i spore sukcesy.

— Co i gdzie pani studiuje?
— Jestem studentką piątego roku pielęgniarstwa na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym. Na przełomie wiosny i lata przyszłego roku kończę studia. Tytuł mojej pracy magisterskiej jest bardzo tajemniczy: „Porównanie skuteczności i bezpieczeństwa preparatów hormonalnej antykoncepcji postkoitalnej w świetle dostępnych wyników badań”. Mam jeszcze sporo do napisania, ale poradzę sobie i zdążę na czas!

— Wróćmy jeszcze do konkursu. Jakie relacje nawiązała pani z innymi pretendentkami do korony? Były tam też dwie kandydatki z naszego regionu: Aleksandra Bogdan z Braniewa i Małgorzata Mazur z Elbląga. Jak wasza trójka tam się odnalazła?
— W trakcie ostatniego zgrupowania większość dziewczyn była miła i przyjazna. Wspierałyśmy się. Kilka dziewcząt potrafiło się ze mną mocniej zaprzyjaźnić i nawiązałam z nimi pozytywne relacje. Pod koniec była presja i odliczanie dni do finału. Nie miałam jednak żadnych konfliktów, ale miałam też gorsze chwile. Od kilku dziewczyn otrzymałam wsparcie.
W nocy przed finałem presja sięgała zenitu i trzeba było sobie poradzić z emocjami. Wtedy w sześć dziewczyn, z którymi doskonale się rozumiałam, zebrałyśmy się w jednym pokoju i płakałyśmy przez kilkanaście minut — takie katharsis. Z dziewczynami z naszego województwa byłam w bardzo dobrych relacjach.

— A jak radzili sobie organizatorzy z uczestniczkami konkursu i z całym tym przedsięwzięciem?
— Trzeciego dnia zgrupowania zorganizowano nam wspólny wieczór. Były z nami panie: choreograf Kamila Świerc — Miss Polski 2017 i nasze opiekunki. Kiedy tak siedziałyśmy, miałyśmy po kolei przedstawić się, wymienić swoje cechy pozytywne i negatywne oraz powiedzieć, dlaczego to właśnie ja powinnam otrzymać koronę Miss. Okazało się nagle, że łatwiej nam było mówić o swoich ułomnościach niż o swoich zaletach. Był tam płacz. Płakałyśmy wszystkie. To był wartościowy i bardzo budujący wieczór.
Opowiedziałam tylko o jednym z przykładów współpracy. Ale przygotowywałyśmy się do występu przez dziewięć długich dni. Miałyśmy codziennie po 10 godzin prób, sesje zdjęciowe, nagrania, przymiarki. Musiałyśmy być aktywne w internecie, obowiązywało minimum sześć postów dziennie. Zapewne każdy, kto podziwiał nas podczas gali w telewizji, odnosił wrażenie, że wizażyści, fryzjerzy i styliści przygotowywali nas godzinami. Prawda jest taka, że na każdą z nas było przeznaczone 20 minut.
Za kulisami panował ogromny chaos. Siedem minut przed wejściem na antenę byłam jeszcze w tak zwanym proszku. Pamiętam, jak mocno biło mi wtedy serce. Nie miałam czasu na krótkie spojrzenie w lustro. Pobiegłam na scenę...

— W trakcie programu telewizyjnego prowadzący się pomylili i zamiast zadać pytanie dziewczynie po drugiej stronie sceny, bo taka była umówiona kolejność, zadali pytanie pani. Pani pytania nie dosłyszała i poprosiła o powtórzenie. Wykazała się pani wtedy refleksem. Czy pamięta pani ten moment, jakie było do pani pytanie i jaką usłyszeliśmy odpowiedź?
— Pytanie dotyczyło wykonywanych przez ludzi zawodów, które uważam za najbardziej wartościowe i imponują mi. Odpowiedziałam, że wszystkie zawody medyczne, prawnicze i zawód strażaka.

— Jaki, według pani, był przyjemny moment, miłe zdarzenie w trakcie przygotowań i w trakcie samego konkursu, a jakie najbardziej przykre?
— Przykre zdarzenie to bolesne, obrzękłe stopy w nowych butach podczas tańca. Opiekunki kupowały nam do ochrony krwawiących stóp plastry w aptece. A najbardziej przyjemny moment to mikołajki — w tle kolędy i darowane sobie prezenty. Beztroski czas!

— Jak się pani czuła, kiedy na scenie odczytywano dziesięć finalistek do pozostania na scenie i już siedem wyczytano, a pani jeszcze wśród nich nie było?
— Miałam wtedy w sobie ogromny spokój. Czułam, że przyjdzie ten moment i przyszedł.

— Kto z pani bliskich był na gali konkursu Miss Polski w Krynicy Zdroju?
— Byli moi ukochani rodzice, mój chłopak Wojtek (moja pierwsza miłość!) oraz dwie moje przyjaciółki Agata i Patrycja.

— Może być pani teraz wyznaczona do reprezentowania Polski w międzynarodowych konkursach miss. Czy w związku z tym ma pani jakieś ograniczenia i nakazy?
— Tak, nie mogę przez dwa lata zmienić stanu cywilnego i nie mogę w tym czasie urodzić dziecka.

— Czy jest pani zadowolona z osiągniętego wyniku?
— Większość dziewczyn biorących udział w konkursie piękności myśli o głównej wygranej i ja też miałam takie marzenia. Jestem jednak szczęśliwą kobietą, bo to doskonałe doświadczenie, spełnienie kolejnego marzenia. I przyjechałam przecież do domu, do Mrągowa, z szarfą IV Vice Miss, a to też ma znaczenie. Jestem z siebie dumna.

Zdzisław Piaskowski

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5