Muntowo weszło do gry! I to nie wirtualnej! [WYWIAD]

2019-09-20 13:00:01(ost. akt: 2019-09-20 12:32:20)
Genezy KS Juksty Muntowo należy szukać w... komputerowym Footbal Managerze

Genezy KS Juksty Muntowo należy szukać w... komputerowym Footbal Managerze

Autor zdjęcia: Juksty Muntowo

ROZMOWA II — Chcemy, by każdy z naszych zawodników miał szansę sprawdzić się w lidze — mówi Robert Daniszewski. Z założycielem, trenerem i piłkarzem KS Juksty Muntowo rozmawiamy m.in. o debiucie w b-klasie oraz... "komputerowej genezie" klubu.
— W niedzielę odnotowaliście pierwsze, historyczne zwycięstwo. 8 września będzie ważną datą w historii klubu?
— To nie tylko ważny dzień w historii klubu, ale i bardzo potrzebne zwycięstwo w pierwszym, historycznym meczu w roli gospodarza. Myślę, że będziemy wspominać to tak jak Leicester zdobycie mistrzostwa Anglii. Z tą różnicą, że my zamierzamy swój sukces powtarzać (śmiech).

— Jak świętowaliście?
— Nic spektakularnego. Po meczu było szybkie uzupełnienie płynów i trening wieczorny. Już we własnym zakresie.

— Część czytelników zapewne dopiero teraz szuka Muntowa palcem na mapie...
— To nieco im ułatwię: Muntowo leży w samym centrum gminy Mrągowo, blisko obwodnicy i jeziora. Dodam, że ta miejscowość ma naprawdę duży potencjał.

— Czy faktycznie potrzebny był tu nowy klub? W powiecie jest ich dużo, większość narzeka na brak piłkarzy...
— Oczywiście, że jest potrzebny. Postaramy się niedługo swoimi działaniami rozwiać wszelkie wątpliwości w tym temacie. A piłkarze... My na ich brak nie narzekamy. Obecnie mamy zgłoszonych ponad 30. Ciągle dołączają nowi.

— Jakiś magiczny sposób na rekrutację?
— Wręcz przeciwnie. Po prostu nie szukamy wielkich gwiazd. Chcemy, by każdy miał szansę sprawdzić się w lidze. Założenie jest takie, by w każdym meczu zagrało 18 zawodników, czyli maksymalna, dopuszczalna zmianami liczba.

— Skąd wzięliście ekipą "na start"?. Do gry nie wystarczy "goła" jedenastka.
— Na początku byli to głównie ci, którzy... początkowo śmiali się z informacji o powstającym klubie. Daliśmy ogłoszenie na "spotted" (strona ogłoszeniowa w serwisie Facebook - przyp. K.K.), że szukamy zawodników. Chwyciło, bo na pierwszym treningu było nas już 17. Później, gdy zaczęły się wakacje, z frekwencją było gorzej, ale wreszcie sytuacja się unormowała.

— W jaki sposób zakiełkowała idea o powstaniu nowego klubu?
— Zdobywając od ponad dwudziestu lat kolejne trofea w Footbal Menager (gra komputerowa - przyp. K. K.), zawsze marzyłem, by założyć klub w rzeczywistości. Na początku 2018 roku zacząłem na ten temat nieco żartować. To moja żona jako pierwsza powiedziała, bym zrealizował to marzenie, a później to samo usłyszałem od sąsiada. Zacząłem działać, choć początkowo odbiłem się od wielu drzwi. Zabrakło mi czasu i doświadczenia, by wprowadzić klub do ligi w sezonie 2018/2019. Choć z perspektywy czasu oceniam, że dobrze się stało.

— Ponoć co nagle, to...

— Dokładnie. Tamten rok wykorzystałem na obserwację i poszerzenie niezbędnej wiedzy. Ostatni raz w rozgrywkach pod logiem Warmińsko-Mazurskiego Związku Piłki Nożnej brałem w końcu udział będąc jeszcze w... juniorach. Trafiłem do Żagla Piecki, któremu udało się zebrać kilku naprawdę aktywnych działaczy. Gdy grając np. na orliku wspominałem o założeniu klubu, najczęściej spotykałem się ze śmiechem. Trafiłem jednak na Jakuba Doraczyńskiego, który zdecydował się mi pomóc. Wtedy wiedziałem już, że się uda. Jakub jest obecnie naszym kapitanem.

— Wiem jednak, że w pewnym momencie projekt zawisł na włosku.

— Jesienią, faktycznie, dopadły mnie problemy zdrowotne. Trafiłem do szpitala. Wyszedłem jednak z jeszcze większym zapałem do pracy. Stwierdziłem, że nie ma na co czekać i założyliśmy 11 listopada stowarzyszenie KS Juksty Muntowo. Później było trochę jeżdżenia za zdobyciem licencji, zorganizowaniem stadionu spełniającego b-klasowe wymogi, zawodników, trenera... Podzieliliśmy się obowiązkami i wszystkie formalności załatwiliśmy przed czasem. Na trenera nie mieliśmy funduszy, więc sam zająłem się tym charytatywnie. Wcześniej miałem wyrobioną już tymczasową licencję PZPN, więc kilka dni po dodatkowym kursie miałem już niezbędne uprawnienia. Prawdę mówiąc o pieniądzach nawet wtedy zbytnio nie myśleliśmy.

— Bez kasy jednak trudno prężnie działać w tym sporcie.
— Niewiele po powstaniu klubu zadzwoniła do mnie radna gminy, Danuta Szczerba, żebym szybko złożył wniosek o dotację. Pokierowała dokładnie jak, gdzie, kiedy... i udało się. Dotacja to obecnie nasze jedyne pieniądze w kasie klubu. Jest biednie, ale stabilnie, co wiele nam ułatwiło. Obecnie zostało nam... kilkadziesiąt złotych.

— Trudno zatankować za to busa. A i zawodnicy muszą się w coś ubrać.
— Stroje zapewnili nam nasi dobrzy znajomi i kibice: Michał Włodkowski (PHO BORSO) oraz Grzegorz Pieczko (Chłodnictwo i Klimatyzacja). Na marginesie dodam, że w obu wersjach koszulek prezentujemy się najładniej w lidze.

Obrazek w tresci

Robert Daniszewski: założyciel, trener i zawodnik w jednym

— To co was wyróżnia w b-klasie, to jednak pokaźna grupa kibiców. I to już na samym starcie. Jakim cudem dorobiliście się ich tylu w tak krótkim czasie?
http://mragowo.wm.pl/607538,Mragowia-nie-utarla-nosa-bukmacherom-Co-z-reszta.html Głównie są to nasze rodziny i znajomi. Czy faktycznie tak kochają futbol? Może tak, a może po prostu nie chcą robić nam przykrości, więc udają zainteresowanie (śmiech). W obu przypadkach jesteśmy im ogromnie wdzięczni. Na mecze przyjeżdżają wspierać nas też piłkarze z innych okolicznych klubów. Trzymamy się razem.

— Co wskazalibyście jako wasz największy atut?
— (śmiech) Nieprzewidywalność, wyprowadzanie piłki długim podaniem, duża rotacja w składzie...

— Przyznaję, specyficzne atuty (śmiech). Żeby nie było zbyt różowo, to wróćmy do pierwszego meczu w sezonie. Lanie od Olimpii Miłki (4:1). Bolało?
— Nie nazwałbym tego laniem. To był nasz debiut, a na wyjeździe do 70. minuty utrzymywał się wynik 1:1. Później pojawiły się kontuzje, stres tych, którzy wchodzili z ławki... Straciliśmy bramkę i musieliśmy się "otworzyć ", by gonić wynik. Wyszło jak wyszło. Morale nieco spadło. Niewiele później zobaczyliśmy jednak, że Miłki bez trudu (choć wynik 0:1 mógłby na to nie wskazywać) pokonały faworytów do złota, czyli Salęt Boże. A skoro nie wypadliśmy źle na ich tle, to dotarło do nas, że nie jesteśmy aż tak słabi.

— W sezonie pewnie poniesiecie jeszcze niejedną porażkę. Jak duże jest ryzyko, że względnie często "bęcki" sprawią, że niektórzy od was przejdą do innych klubów, albo... w ogóle odstawią korki do szafy?
— Nikt nie odejdzie. Zawodnicy mają tak zawiłe kontrakty, że pytają trenera o możliwość skorzystania z łazienki (śmiech). A tak poważniej, to publikujemy na naszej facebookowej stronie wypowiedzi naszych piłkarzy. Gdy piszą o tym w jakim klubie widzą siebie za 2-3 lata, każdy wskazuje na Juksty. Gdyby ktoś jednak poszedł wyżej, np. o 2 klasy rozgrywkowe, a do tego miałby grać w pierwszym składzie... Uznalibyśmy to wręcz za nasz sukces.

— Które miejsce w tabeli satysfakcjonowałoby was na koniec sezonu?
— Każde powyżej średniej w grupie, czyli od 4. lokaty w górę.

— Co obecnie jest największym problemem klubu?
— Największą bolączką jest brak typowo własnego boiska. Myślę jednak, że przy pomocy m.in. wójta, wspomnianej pani Danusi czy sołtysa uda się sprostać temu wyzwaniu.

— Czego można życzyć waszej ekipie?
— Przede wszystkim zdrowia. A także chęci oraz większej ilości wolnego czasu, by móc go poświęcić na treningi i mecze.


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5