Życie trzeba przeżyć. Nie żałuję żadnej decyzji [ROZMOWA]

2020-11-15 17:00:00(ost. akt: 2020-11-15 17:22:07)
— Nie jestem typem kobiety delikatnej jak płatek róży

— Nie jestem typem kobiety delikatnej jak płatek róży

Autor zdjęcia: Wojciech Caruk

Mogła być zwykłą księgową. Postanowiła jednak, wbrew stereotypom zostać wokalistką death metalowego zespołu oraz spróbować w swoich sił w "tańcu na rurze". Z mrągowianką Sylwią Bloch rozmawiamy właśnie o tańcu, stereotypach i oczywiście muzyce.
— Jesteś potwierdzeniem powiedzenia, że pozory mylą. Patrząc na ciebie widzę miłą, sympatyczną i o dziwo.. cichą dziewczynę. Na scenie jednak wychodzi z ciebie bestia. Jak ty to robisz?
— Cichą … (śmiech) chyba nie wszyscy to potwierdzą. Zazwyczaj buzia mi się nie zamyka – chociaż, jeśli porównujemy z tą „drugą mną” ze sceny to faktycznie cicha. Emocje. Muzyka. Ja tego nie robię – to robi się samo.

— A jaka jesteś na co dzień?
— Ciężko powiedzieć. Chyba normalna – a przynajmniej taką mam nadzieję. Żyję w swoim małym świecie. Sprzątam, gotuję, chodzę do pracy, a tam gdzie mogę wplatam małe przyjemności. Wydaje mi się, że moja codzienność nie różni się od codzienności innych ludzi na ziemi. Aczkolwiek każdy jest inny, więc każda codzienność chcąc nie chcąc musi się różnić. Na pewno nie lubię się nudzić i skrupulatnie wypełniam każdą lukę w czasie.

— Jesteś wokalistką w death metalowej grupie Merystem. Niewiele jest kobiet śpiewających w tym gatunku...

— Jest dużo. Trzeba tylko dobrze poszukać. Jestem żywym przykładem.

— Jak ty odnajdujesz się w tym rzekomo „męskim” świecie?
— Przyzwyczaiłam się. Czasami obawiam się, że jako dziewczyna nie będę brana „na poważnie”, ale czego mogę się spodziewać mając 157 cm (śmiech). Nie ma taryfy ulgowej. Sama wybrałam swoje miejsce i myślę, że odnalazłam się całkiem dobrze. Nie jestem typem kobiety delikatnej jak płatek róży. Prędzej tym małym kolcem, który jeśli trzeba potrafi ostro zaleźć za paznokieć. Ciekawa jestem jak męski świat radzi sobie ze mną (śmiech).

Obrazek w tresci


— Nie lepiej ci było śpiewać bardziej gotycko-metalowe klimaty?

— Szczerze mówiąc nie zastanawiałam się nigdy nad gotykiem. Raczej nad czymś w starym rockowym stylu. Jestem zadowolona z tego co tworzę w Merystemie. Nie planuję zmiany klimatu.

— Cały czas mówimy tutaj o śpiewaniu. Jednak przeciętny zjadacz chleba w death metalu słyszy tylko „wydzieranie się”. Growling wymaga chyba jednak trochę umiejętności?

— Nie jest to nic łatwego. Jestem na etapie ciągłego ulepszania swojego „wydzierania się”. Tak naprawdę wciąż nie jestem na sto procent zadowolona – ale ja na ogół wymagam od siebie dużo i po każdej pokonanej poprzeczce stawiam następną. Taka mała drabinka w mojej głowie, po której wspinam się od dziewięciu lat. Pamiętam swoje pierwsze razy – masakra! Zero pojęcia. Poszła, pokrzyczała. A jak wyszło z tego tyle co ból gardła pomyślała „wrócę jak przejdzie”. Na szczęście żyjemy w czasach wszechwiedzącego internetu. Szesnastoletnia ja zaczerpnęła więc niezbędne porady i ruszyła w las. Tak, uczyłam się w lesie. Dla dobra rodziny. Dzisiaj wiem trochę więcej. Odnalazłam tonację. Swój styl. Bardziej dbam o to, aby nie przeciążyć gardła. Jestem przede wszystkim świadoma tego co robię.

— W jaki sposób pracujesz nad swoim głosem?
— Śpiewam. Istnieje cały wachlarz ćwiczeń wokalnych. Są ćwiczenia oddechowe. Można się wspomagać aplikacjami. Można wykonywać wiele, wiele czynności aby poprawić jakość swojego głosu. U mnie wygląda to tak, że wybieram te bardziej ulubione. Zaczynam „hymać" , „chuchać” „sssyczeć” a po chwili po prostu śpiewam. Nie polecam takiego podejścia. „Hymajcie” i „chuchajcie” ile wlezie. Możecie dodać do tego „lalanie” – pomaga. Ćwiczenia zawsze dają pozytywne efekty. Jeśli chodzi o growling – jak wyżej. Mam swoje ulubione ćwiczenia – ale nic nie sprawia takiej przyjemności jak odpalenie kawałka ulubionego bandu i wykrzyczenie go razem z idolem. Zaznaczam tutaj, że jestem totalnym samoukiem. Nie chodziłam do szkoły muzycznej. Nie pobierałam lekcji prywatnych.

— Na koncertach rockowych i metalowych, jak również po, to się rożne rzeczy dzieją. Fani rzucają „prezenty” na scenę? A może chcą się umówić po koncercie?
— Nie spotkały mnie jeszcze takie przyjemności. Może kiedyś staniemy się bardziej rozpoznawalni, koncertów będzie więcej. Chętnie wtedy podzielę się przeżyciami.

— Jak zaczęła się twoja przygoda z muzyką? I jak dotarłaś do etapu bycia deathmetalową wokalistką?
— Największe marzenie małej Sylwii "zostać piosenkarką”. Śpiewałam od zawsze. Od zawsze pisałam. Mam gdzieś taki stary zeszycik z pierwszymi piosenkami o miłości. Miałam chyba 11 lat i mini zespół z koleżankami (śmiech). Później były ogniska, gitary, przyśpiewki. Najwięcej śpiewałam w domu. W szkole średniej pojawiły się możliwości. Nowi koledzy, którzy ogarniali instrumenty. I tak ulepiliśmy BKR – to były czasy. Zagraliśmy kilka koncertów w szkolnych latach. Miło wspominam początki. Nauczyłam się wtedy funkcjonować w zespole. W BKR graliśmy covery. Prawdziwe pole do popisu dostałam w zespole, którego nazwa nie istnieje. Dostałam zaproszenie na próbę. Chłopaki zagrali kilka gotowych kawałków – od razu przypadło mi do gustu. Delikatny, kobiecy wokal nie do końca spełniał moje wizje numerów. Wtedy pojawiła się myśl „przecież mogę jeszcze drzeć mordę”. Tak też zrobiłam. Potem już tylko mocniej, więcej, ciężej – czyli Merystem. Oczywiście w dużym skrócie.

— Zgarnęliście na zakończenie wakacji nagrodę finansową w ramach przeglądu muzycznego na mrągowskim molo. Na co ją przeznaczycie?
— Przeznaczymy ją na potrzeby zespołu.

Obrazek w tresci

— Kiedy w twoim życiu pojawił się taniec?
— To krótka przygoda. Tak naprawdę nie tańczę... Pole dance to przede wszystkim sport i tak do tego podchodzę. Zdarzają się krótkie układy – dobry podkład muzyczny i nagle każdy odkrywa, że ma kocie ruchy (śmiech). Postawiłam na siłę i zdecydowanie wolę tworzyć połączenia figur siłowych.

— Nie lepiej było wziąć się za tanga i walce albo breakdance? Dlaczego wybrałaś „rurę”?
— Nie nie. Tak jak wspomniałam – nie tańczę za wiele – chyba, że na weselu. A dlaczego rura… to był przypadek. Miałam okazję wziąć udział w zajęciach. Jako osoba w miarę aktywna myślałam, że jestem silna i bez problemu sobie poradzę – okazało się inaczej. Z racji tego, że lubię wyzwania szybko się wkręciłam.

— Wokół pole dance jest mnóstwo stereotypów. Z jakimi reakcjami ty spotkałaś się ze strony rodziny, znajomych?
— Otaczam się najlepszymi ludźmi na świecie, więc nie ma tu mowy o jakichś negatywnych komentarzach. Rodzina akceptuje moje wybory, wspiera mnie i dopinguje. Jestem szczęściarą!

— Nie boisz się tego, jak postrzegane są tancerki pole dance? A może zauważasz, że to postrzeganie jednak się zmienia?

— Bałam się. Do tej pory kiedy ktoś mnie pyta skąd mam bicepsa to się nie przyznaję. Czasami to krępujące! Mówisz „pole dance”, widzisz szok w oczach i wiszące w powietrzu wyobrażenie golizny. Ale myślę, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Ludzie przestają patrzeć przez pryzmat „stringów” – bo przecież tak naprawdę mamy topy i szorty – i widzą silne babki.

— Wiele dziewczyn w takim Mrągowie jest zainteresowanych takim rodzajem tańca?
— Jak na razie na zajęcia uczęszcza niewielkie grono. Zainteresowanych pań jest pewnie dużo więcej, po prostu nie mogą się zdecydować. W głowie zapewne pojawiają się pytania „czy dam radę?” „co powiedzą znajomi?” „a może nie wypada?” … A moim zdaniem wypada! I serdecznie zachęcam, aby próbować nowych i „innych” rzeczy – nie chodzi tylko o pole dance bo jest wiele innych rzeczy, z których rezygnujemy bo „coś”.

— Często występujesz publicznie, np. na jakichś zawodach czy turniejach?

— Nie biorę udziału w zawodach. Nie występuję też w publicznych pokazach – może kiedyś. Skupiam się na razie na poszerzaniu wiedzy i umiejętności w zakresie tej dyscypliny. Nie pragnę rywalizacji. Raczej widzę siebie w roli instruktorki, która stara się przekazać zdobytą wiedzę i zarażać tym jakże przepięknym sportem.

— Wybrałaś w życiu muzykę taniec, siłownię i pracę w sklepie sportowym. A mogłaś być po prostu... księgową. Nie żałujesz wyboru?

— Życie trzeba przeżyć. Nie żałuję żadnej decyzji.

Wojciech Caruk



2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5