Miał 106 kg. Dziś bije biegowe rekordy [WYWIAD]

2021-09-27 09:20:00(ost. akt: 2021-09-27 09:28:59)
Hania, Filip i Rafał - wspólne starty i treningi to świetny sposób na rodzinne spędzanie czasu

Hania, Filip i Rafał - wspólne starty i treningi to świetny sposób na rodzinne spędzanie czasu

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

ROZMOWA/// Bieganie nauczyło mnie doskonałego planowania czasu. Od 2 lat nie opuściłem żadnego treningu — mówi Rafał Syczew, który mimo "zbyt krótkiej doby" świetnie spisuje się na wielu frontach, m.in. jako policjant, zawodnik, tata oraz kucharz.
— Dużo znasz kawałów o policjantach? Potrafisz się z nich śmiać?
— Pewnie, że znam, jest ich sporo (śmiech). Umiem się z nich śmiać, podchodzę do nich z dystansem. My, Polacy, lubimy stereotypy, uogólnienia i wrzucanie wszystkich do jednego worka...

— Który jest Twoim ulubionym?
— Może lepiej nie będę go opowiadał, nie wiem czy nadawałoby się to do publikacji (śmiech). Niby dowcip, a zawsze może zostać różnie odebrany i zinterpretowany. W Internecie jest jednak tego mnóstwo...

— Tak jak i informacji o Twoich kolejnych sukcesach. Ostatnie dni miałeś wyjątkowo "zabiegane".
— To prawda, startowałem np. w Kętrzynie oraz Olecku. Podczas tzw. Kętrzyńskiego Kilometra byłem trzeci. Pozostaje duży niedosyt, bo wiem, że było mnie tego dnia stać na dużo więcej. Z kolei na V Mazurskiej Pętli Biegowej w Olecku "wybiegałem" srebro. Też trochę szkoda, bo złoto znów było na wyciągnięcie ręki. W obu przypadkach rywalizowaliśmy jednak nie tylko między sobą, ale i z pogodą. Wiatr i ulewny deszcz mocno dawały się we znaki. Generalnie jestem jednak zadowolony, oceniam te starty na plus.

— Tak częste starty nie odbijają się na jakości?
— Staram się zachować umiar na tyle, by nie schodzić poniżej pewnego poziomu. Akurat te biegi miały dość krótkie trasy, więc w niczym to nie przeszkadzało.

— Treningi, obozy przygotowawcze, starty, praca… Ile godzin ma Twoja doba?
— Przyznaję, że zdarzają się dni, w których ewidentnie czuję, że jest za krótka. Samych treningów biegowych mam 5 w tygodniu. Do tego dochodzą jeszcze treningi ogólnorozwojowe oraz praca nad siłą. Pogodzenie wszystkiego ze sobą nie jest łatwe. Zdarza mi się wychodzić na treningi o 3 rano, a już o szóstej meldować się na odprawie służbowej. Bieganie nauczyło mnie doskonałego planowania czasu. Może świadczyć o tym fakt, że od ponad 2 lat nie opuściłem żadnego treningu...

— Rodzina nie narzeka, że wciąż jesteś poza domem?
— Myślę, że moi bliscy zdążyli się już przyzwyczaić. Mam to szczęście, że raczej mnie wspierają niż narzekają. Wiedzą jak ważne jest dla mnie bieganie. Przyznaję jednak, że początkowo łatwo nie było. Drobne sprzeczki z żoną niejednokrotnie kończyły się słowami: "Idź już lepiej pobiegać".

— W Policji pracujesz już blisko 10 lat. Miałeś w tym czasie interwencje, w których szczególnie przydał się biegowy warsztat?

— Niejednokrotnie. W pracy policjanta sprawność fizyczna jest bardzo ważna. Przydała mi się m.in. podczas "słynnego" na całą Polskę pościgu za nietrzeźwym kierującym, który — po rozbiciu auta — postanowił uciekać pieszo. Tak "na gorąco" przypomina mi się jeszcze interwencja, gdy dostaliśmy zgłoszenie o grupie osób dewastującej dworzec kolejowy. Wandale na nasz widok zaczęli uciekać, ruszyliśmy za nimi. Po kilkuset metrach mężczyzna, którego goniłem, zorientował się, że nie ma szans na ucieczkę. Zatrzymał się i zasapany wydyszał: "Proszę pana, ja już nie dam rady...".

Obrazek w tresci

— Pewnie trudno było zachować powagę (śmiech). Nie zawsze jednak jest kolorowo. To robota, która wyczerpuje nerwowo?
— To ciężki kawałek chleba. Wielokrotnie znajdujemy się w sytuacjach, w których zagrożone jest czyjeś życie lub zdrowie. Nie ma wtedy czasu na zastanawianie się. Trzeba działać doraźnie, szybko, sprawnie, intuicyjnie. Nerwy trzymać na wodzy. Gdy masz na podjęcie decyzji ledwie ułamek sekundy, to naprawdę bywa to bardzo wyczerpujące...

— Bieganie pozwala się wyciszyć?
— Dokładnie. Z każdym kolejnym kilometrem jestem coraz bardziej odprężony. Taka aktywność relaksuje i pomaga oczyścić głowę. Polecam każdemu.

— Czym obecnie jest dla Ciebie bieganie? "Tylko" hobby czy już sposób na życie?
— To pasja, coś co kocham robić. Nie jest oczywiście dla mnie całym światem, bo ustępuje w hierarchii takim wartościom jak rodzina czy zdrowie. Ale stało się to już nieodzownym elementem mojego życia, czymś bardzo ważnym. Nie jestem zawodowcem, biegam amatorsko, lecz staram się profesjonalnie podchodzić do biegowego rzemiosła.

— Patrząc na wyniki, to dość skromne stwierdzenie. Jeśli nie profesjonalne, to kiedy zaczęło się to bardziej "poważne" bieganie?
— Punktem zwrotnym w mojej przygodzie z bieganiem był styczeń 2020 roku. Nawiązałem wówczas współpracę z trenerem Przemkiem Dąbrowskim (Dąbrowski Team), czyli jednym z czołowych zawodników w Polsce i wielokrotnym medalistą mistrzostw Polski na różnych dystansach. Dopiero pod jego skrzydłami przeniosłem swoje bieganie na inny wymiar, wskoczyłem na wyższy poziom. Pomimo 32 lat na karku stale się rozwijam, w tym roku poprawiłem swoje życiówki na 1km, 5km, 10km, w półmaratonie i zadebiutowałem w maratonie.

— Co uznałbyś za swój biegowy atut, a co za słabszą stronę?
— Jednym z większych moich atutów jest mocny finisz. Bywa, że na 1-2 km przed metą potrafię solidnie podkręcić tempo. Co do słabszych stron... Zdarzało mi się "podpalać", rozpoczynać bieg zbyt mocno, przez co po kilku kilometrach tempo i jakość biegu drastycznie spadało. Wynikało to jednak głównie z braku doświadczenia i biegowej świadomości, o które z miesiąca na miesiąc jestem coraz bogatszy. Do poprawy mam jednak znacznie, znacznie więcej. Bieganie, jak to przy sporcie indywidualnym, nie pozwala na ukrywanie czy tuszowanie swoich słabości. Trzeba rozwijać się wielopłaszczyznowo, bo każdy z pozornie mało istotnych detali wpływa na końcowy wynik.

— Masz w domu specjalne miejsce na trofea? Ile ich jeszcze się zmieści?
— Udało mi się wygospodarować specjalny "kącik". W ostatnim czasie ta kolekcja zaczęła się, faktycznie, powiększać w ekspresowym tempie. Dla kilku pucharów już zabrakło miejsca. Muszę pomyśleć o zamontowaniu kolejnej półeczki...

— Która z dotychczasowych zdobyczy cieszy Cię najbardziej?
— Trudno wskazać jedną, bo cieszy mnie każdy sukces. Na pewno ważne są dla mnie trofea wywalczone w policyjnym "Hardmanie". W tym roku mieliśmy już 7. edycję, a ja wygrałem te zawody po raz czwarty. Co ciekawe, raczej nigdy nie byłem stawiany w roli faworyta. Przyznaję jednak, że z roku na rok o zwycięstwo jest w nim coraz trudniej. Rywale nie próżnują.

Obrazek w tresci

Dużo satysfakcji dało mi także 3. miejsce w korpusie podoficerów Policji w Mistrzostwach Polski Policji (2019 rok), przy okazji obchodów setnej rocznicy powstania naszej formacji. Piekielnie trudno było mi też wskoczyć do pierwszej dziesiątki podczas tegorocznych Mistrzostw Polski w Półmaratonie (w Pile). Ostatecznie zająłem tam 7. miejsce, a drużynowo — reprezentując KWP Olsztyn — ukończyliśmy rywalizację z brązem.

— W zeszłym roku, nieco bardziej "lokalnie", zdobyłeś także złoto ligi biegowej w Kętrzynie.
— I muszę przyznać, że choć zmagania odbywają się tam na tytułowym, jednym kilometrze, to są to jedne z najbardziej wymagających zawodów, w których startowałem do tej pory. 6 startów na przestrzeni trzech miesięcy, wciąż trzeba utrzymywać wysoką formę, gromadzić punkty... Nie ma tam miejsca na "wpadki".

— Coraz częściej na starcie meldujesz się ze swoimi dziećmi.
— To prawda. I cieszy mnie to, że organizatorzy imprez biegowych w Polsce zaczęli przykładać większą uwagę do maluchów. Świetnie sprawdza się to np. we wspomnianym Kętrzynie, gdzie Hania (7 lat) i Filip (4 lata) są już na starcie "stałymi bywalcami". Staram się zaszczepić w nich miłość do sportu. Na tę chwilę nie mam z tym problemu, bo lubią aktywnie spędzać czas. Zabieram ich również na swoje treningi. Pozwala mi to — w tej ciągłej gonitwie — spędzić z nimi więcej czasu. Poznając nowe ćwiczenia i zabawy sportowe.... poznajemy lepiej siebie nawzajem.

— Wolałbyś by dzieci pięły się na szczyty hierarchii biegowej czy mundurowej?
— Jako rodzić wolałbym chyba, by odnaleźli się w sporcie. Ale o tym, co będą robić, zadecydują kiedyś sami. Jakiejkolwiek decyzji jednak nie podejmą, zawsze będę ich wspierał.

— Co obecnie jest Twoim biegowym celem, marzeniem?
— Na tę chwilę nie "napalam" się na żaden konkretny wynik ani trofeum. Moim celem, po prostu, jest stawać się każdego dnia lepszą wersją samego siebie. Skupiam się na ciężkiej pracy i wierzę, że przy takim podejściu wyniki sportowe przyjdą same.

— Pewnie niezbyt elegancko, ale zapytam. Dużo jest w służbach profitów z tego, że (kolejnymi medalami) godnie reprezentujesz mundur?
— Ten rok jest trudny, bo (z wiadomych względów) fundusz nagrodowy w Policji jest "zamrożony". Dużo zależy od rangi sukcesu i samych zawodów. Jak do tej pory, przełożeni zawsze nagradzali trud wkładany przeze mnie i innych moich startujących kolegów. Oczywiście na tyle, na ile pozwalają obecne realia. Czasem (jak np. za "Hardmana") byliśmy zapraszani osobiście przez samego Komendanta Wojewódzkiego. Potężny zastrzyk motywacji daje mi jednak każde dobre słowo, na które zawsze mogę liczyć od kolegów z komendy.

— Wielu już może nie pamiętać, ale bieganie nie było Twoją pierwszą pasją.
— To prawda. Choć dostawałem za bieganie szóstki, reprezentowałem w tego typu dyscyplinach szkołę, to... zdecydowanie nie był to mój ulubiony sport. Garnąłem się raczej do sportów zespołowych, jak np. piłka nożna czy siatkówka. Zwłaszcza w futbolu szło mi całkiem przyzwoicie. Jeszcze będąc "żakiem", grając w Mrągowii Mrągowo, zdobyliśmy mistrzostwo województwa. W seniorach Mrągowii czy Mamr Giżycko występowałem jeszcze mając 24 lata...

— Aż do kontuzji.
— Niestety jeden z meczy skończył się dla mnie fatalnie. Złamałem nogę. Paskudna kontuzja, po której zrezygnowałem z piłki. Długo miałem przez to uraz do wszelkiego sportu. Nim się obejrzałem, na domowej wadze pojawił się trzycyfrowy wynik. Dopiero gdy przed oczami zobaczyłem te 106 kg, postanowiłem coś z tym zrobić. I tak zaczęła się właściwie moja przygoda z bieganiem...

— ...i dietą? Jak radzisz sobie w kuchni?
— Pewnie Cię zaskoczę, bo posiadam... tytuł technika organizacji usług gastronomicznych (śmiech). Radzę sobie więc nie gorzej niż na trasach biegowych. W tym roku ukończyłem ponadto kurs instruktora dietetyki i trenera biegowego.

— Coś czuję, że "terroryzujesz" dietą pozostałych domowników.
— Aż tak źle chyba nie jest (śmiech). Tym bardziej, że konkretnej, restrykcyjnej diety nie stosuję. Uważam, że wszystko jest dla ludzi. Trzeba jedynie zachować umiar. Oczywiście staram się unikać "śmieciowego żarcia", planuję i dbam o to, co ląduje na moim talerzu...

— Popisowe danie?
— Jest ich kilka, ale dzieci najbardziej uwielbiają placuszki z jabłkami w moim wykonaniu. W mojej kuchni nie ma więc "terroru". Prawdę mówiąc, to nie pamiętam nawet, by domownicy narzekali na to, co upichciłem.

— W regionie mamy wielu solidnych biegaczy. Dorobiłeś się już jakichś "kluczowych rywali"?
— Bieganie zyskuje na popularności. Cieszę się, że coraz więcej ludzi bierze się za siebie. Niektórzy wieszają poprzeczkę naprawdę wysoko. Zawodników, z którymi widzę się praktycznie na każdych zawodach, mógłbym wymieniać długo. Nasze relacje, mimo oczywistej rywalizacji, są jednak bardzo dobre. Często się wspieramy, dopingujemy, wymieniamy spostrzeżeniami. W tym sporcie niesamowite jest właśnie to, że właściwie nie ma miejsca na "złą krew". Zdarza nam się wyjeżdżać, trenować razem. W takiej zdrowej, przyjacielskiej atmosferze zdecydowanie łatwiej się rozwijać. A chyba właśnie o to chodzi. Bo kto się nie rozwija, nie idzie do przodu, ten... się cofa.

Rozmawiał Kamil Kierzkowski

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5