Ryszard Bitowt jakiego nie znamy. Po sąsiedzku z Piłsudskim

2018-12-30 08:00:00(ost. akt: 2018-12-30 09:38:09)
Marszałek Piłsudski z siostrą Zulą (na prawo od niego) i z rodziną w Pikieliszkach w 1934 r.

Marszałek Piłsudski z siostrą Zulą (na prawo od niego) i z rodziną w Pikieliszkach w 1934 r.

Autor zdjęcia: archiwum Ryszarda Bitowta

LUDZIE\\\ Pewnego razu Kasztanka Piłsudskiego złamała nogę w czasie skoku przez rów i trzeba było ją zastrzelić. Piłsudski bardzo to przeżył i nakazał wyrzeźbić miniaturki głowy Kasztanki w ilości przeżytych przez nią lat — mówi pan Ryszard.
Po wysłuchaniu opowieści o tragicznych losach żydowskiej rodziny Pinków oraz o barwnej i równie tragicznej historii żydowskiego chłopca, Icka/Jacka Niemenczyńskiego, dziś wsłuchamy się w opowieść o sąsiedztwie rodziny Antoniego Bitowta (ojca Ryszarda) z posiadłością marszałka Józefa Piłsudskiego. Swoją opowieść Ryszard Bitowt, po dłuższym namyśle, zaczął tak:
PRZECZYTAJ KONIECZNIE: Ryszard Bitowt w końcowym okresie pobytu z Wileńszczyźnie, przed wyjazdem do Polski

Ryszard Bitowt jakiego nie znamy (4)


— O działalności wojskowej i politycznej oraz o zasługach dla Polski marszałka napisano już prawie wszystko. Pamiątki po Józefie Piłsudskim eksponowane są w Sulejówku koło Warszawy. Natomiast jego pobyt w podwileńskich Pikieliszkach, tamtejsze obyczaje oraz chwile spędzone tam przez niego są nieznane, albo mało znane. Odeszli już ludzie, którzy tam mieszkali i znali go osobiście. Jednymi z nich byli moi rodzice, Antoni i Monika Bitowt, którzy mieszkali po sąsiedzku w Białozoryszkach na kolonii, a ich posiadłości graniczyły bezpośrednio z posiadłością dworku marszałka Piłsudskiego w Pikieliszkach. Pamiętam opowieści rodziców oraz mieszkańców okolicznych wsi, o ich pracy w dworze Piłsudskiego i o ich bezpośrednich kontaktach z marszałkiem, o rozmowach z nim i o wydarzeniach, których byli świadkami. Mam też zgromadzone pamiątki i zdjęcia z tamtego okresu. W ostatnim roku życia marszałka miałem zaledwie 5 lat. Jestem już „ostatnim Mohikaninem”, który zna tamte wydarzenia, czasem drobne, ale jakże ciekawe. Niektóre pamiętam jak przez mgłę i już nie wiem, które utrwaliły mi się w pamięci z opowieści rodziców i sąsiadów, a które osobiście widziałem i słyszałem.
PRZECZYTAJ KONIECZNIE: Ryszard Bitowt jakiego nie znamy

Ryszard Bitowt jakiego nie znamy


Józef Piłsudski urodził się w odległym o 60 kilometrów od Wilna Zułowie, nad niewielką rzeczką wśród pól i lasów. Dużym dworem zawiadywała rodzina Piłsudskich z różnym powodzeniem. Gospodarstwo przeżywało wzloty i upadki, a mały Ziuk, jak go nazywano, wychowywał się na łonie przyrody. W wolnym czasie łowił ryby, zbierał grzyby i jagody i takie życie pokochał. Kiedy Zułów nawiedził pożar i inne nieszczęścia, rodzina Piłsudskich wyprowadziła się do Wilna, gdzie Józef dorósł i tam obserwował życie swoich bliskich oraz wydarzenia polityczne tamtych czasów. Tam dojrzewał politycznie. Obserwował rosyjską dominację i wojny w różnych częściach Europy i Świata. Ubolewał, że Polski nie było wtedy na mapach Europy. Pominę tu szczegółowy opis odzyskania przez Polskę niepodległości po 123 latach niewoli oraz historię spektakularnego zwycięstwa nad Bolszewikami, zwanego „Cudem nad Wisłą”.

Wielu żołnierzy, legionistów, wówczas zginęło, ale ci co przeżyli i wyróżnili się w walce zostali odznaczeni. A zgodnie z zarządzeniem ówczesnych władz, legioniści, których odznaczono Krzyżem Walecznych lub Virtuti Militari, mogli otrzymać ziemię na kresach wschodnich z zabudowaniami i z dworkami, po rosyjskich i radzieckich dygnitarzach i zarządcach. Józef Piłsudski był, oczywiście, odznaczony i zaproponowano mu kilka miejsc, między innymi dworek w Druskiennikach i tak zwane Zielone Jezioro koło Wilna, ale nie przyjął tych propozycji, lecz wybrał zniszczony dworek w Pikieliszkach przy niewielkim jeziorze. Dworek otaczały tak zwane Czerwone Błota z bogatą roślinnością oraz bogactwem dzikich zwierząt.
PRZECZYTAJ KONIECZNIE: Od lewej stoją: ciocia Zofia Bielawska, ojciec Antoni Bitowt i brat matki Wiktor. Siedzą od lewej: babcia (mama mamy) i mama Ryszarda Bitowta

Ryszard Bitowt jakiego nie znamy (2)


Pomimo niewygody, Piłsudski spędził w zrujnowanym dworku kilka dni i był bardzo zadowolony. Dworek nie był w pierwszych latach jego własnością i władze wojewódzkie przy pomocy sąsiadów wyremontowały go. Dopiero w styczniu 1930 roku dworek i całą posesję przekazano Piłsudskiemu na własność. Posiadłością zarządzał Polakowski z pobliskiej wsi Pietrucie. Na pełnych etatach pracowało od 9 do 11 osób. Wynagrodzenie otrzymywali z województwa. W miarę potrzeb posiadłość zatrudniała jeszcze około 50 osób dochodzących, po których Polakowski wysyłał gońca na koniu. Ne początku obowiązywał system przepustkowy przy wchodzeniu na posesję, ale po jakimś czasie, kiedy wszyscy się poznali, żołnierze przepustek już nie sprawdzali. Nikt też z dochodzących nie otrzymywał wynagrodzenia. Prawowali za darmo, kierując się obowiązkiem wobec państwa. Oni czuli się wyróżnieni i zaszczyceni, że mogli pracować u marszałka.

Koniuszym był Tadeusz Grudziński z niedalekiej wsi Miszkince. Opiekował się w swoich zabudowaniach końmi kuriera (gońca) i przechowywał tam bryczkę i sanie. Antoni Brzozowski, legionista, był ogrodnikiem. Po Drugiej Wojnie Światowej, nawiasem mówiąc, po przyjeździe do Polski, zamieszkał w Kruszewcu koło Kętrzyna. W pracach pielęgnacyjnych pomagał mu mój ojciec, który opiekował się rabatkami przy głównym wejściu do dworku. Sadził tam ulubione przez Piłsudskiego bratki i nasturcje. Zajmował się też małą uprawą tureckiego tytoniu i utrzymywał w należytym porządku aleję od szosy do dworku. Aleja była wysadzana jaworami, klonami i lipami. Piłsudski często tą aleją spacerował i wymagał, aby nie było na niej nawet spadających z drzew liści. Wjazdu na posesję pilnowali żołnierze, chociaż nie była ona ogrodzona, a i intruzów też nie było. Moja matka była krawcową. Często chodziła do dworku z maszyną do szycia i szyła tam, szczególnie córkom Piłsudskiego, Wandzi i Jadwidze oraz gościom. Kucharka, Leokadia Grudzińska gotowała ze swoją córką tak smacznie, że Piłsudski często ją wychwalał po posiłkach.
W ciągu roku marszałek przyjeżdżał do Pikieliszek na krótkie pobyty. Spędzał tam też całe 30 dniowe urlopy. Natomiast rodzina i bliscy przebywali tam ciągle, nawet w zimę.
PRZECZYTAJ KONIECZNIE: Józef Mincewicz (na zdjęciu) pomagał w ratowaniu Żydów na Wileńszczyźnie.

Ryszard Bitowt jakiego nie znamy (3)


Z najwyższego pagórka, zwanego Łysą Górą, mieszkańcy dworku zjeżdżali zimą na nartach i na sankach, ubrani w długie palta. Mieli nawet kapelusze na głowach. Kobiety nie wkładały na siebie spodni, jak dziś. W tamtych czasach, niewiasty, które odważyły się ubrać spodnie, były uważane za nienormalne i źle były widziane i traktowane.

Marszałek niechętnie przyjmował w Pikieliszkach polityków z kraju i z zagranicy. Gdy była piękna pogoda przyjmował osoby ze swojego personelu w altankach, usytuowanych pomiędzy dworkiem, a brzegiem jeziora. Czytał tam też książki i czasopisma, a w czasie dłuższych pobytów zapraszał na pogawędki lekarza Gerio z Podbrzezia, właściciela wielkiego majątku, Śliżnia z Lubowa, Łabanowskiego z Niemenczyna i bardzo cenionego felczera, Chrapowickiego. Gości tych częstował domowym piwem, suszonymi serami i ulubionymi przez marszałka ciasteczkami, zwanymi „Kocie Oczko”.

Piłsudski nagminnie palił machorkę w fajce. W czasie rozmowy z gośćmi, wyjmował z kieszeni fajkę i paczuszkę machorki, nabijał fajkę i podpalał zapalniczką benzynówką. Następnie otwierał szufladę w stoliku i wyjmował dwie tace z 11 fajkami, chociaż nigdy nie było więcej osób niż 6, góra 7. Były tam też różne rodzaje machorki. Goście mogli swobodnie dobierać sobie fajki i machorkę, by wspólnie sobie zapalić.

Pewnego razu Kasztanka Piłsudskiego złamała nogę w czasie skoku przez rów i trzeba było ją zastrzelić. Piłsudski bardzo to przeżył i nakazał wyrzeźbić miniaturki głowy Kasztanki w ilości przeżytych przez nią lat. Po stracie Kasztanki podarowano mu drugą, podobną, ze słynnej przedwojennej stadniny. Na „nowej” Kasztance objeżdżał jezioro i sąsiadujące podwileńskie Czerwone Błota.

Dziś już zakończył pan Ryszard swoją opowieść i obiecał dalszy jej ciąg w następnym tygodniu.

Zdzisław Piaskowski

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5